Monika Wejchert Waliszko - polonistka, kulturoznawczyni, menedżerka kultury, kuratorka sztuki. Jest założycielką galerii w Domu Muz oraz Galerii dla... Autorka książki "Toruń to...". Dzięki niej od roku 2004 możemy uczestniczyć w programie "Wyobraźnia Ekranu".

Skąd pomysł na Festiwal Generacji Interaktywnej?

To jest trochę skomplikowana historia. Ten „festiwal” — coroczne spotkanie ze sztuką Internetu — nazywa się „Wyobraźnia ekranu”. Nazwa pochodzi od pomysłodawców wydarzenia. Celowo nie podaję nazwisk tych osób, by ich nie kompromitować [śmiech]. Otóż moi przyjaciele wymyślili, że właściwie nie ma jakiegoś cyklicznego wydarzenia związanego z tak potężnym „środowiskiem”, jakim jest Internet. Była to słuszna konstatacja. Założenia programowe były jednak wprost fatalne, czego emanacją był tytuł wydarzenia. Otóż po pierwsze wiele osób utożsamia sztukę Internetu z tym, co się w Internecie pokazuje. Po drugie — z jakimiś takimi rzeczami, jak „rzemiosło” tworzenia stron internetowych. Dlatego od początku tworzyłam program wydarzenia i jest to właściwie bardziej moje dziecko niż kogoś innego. Tak więc i na początku charakter powstawania wydarzenia oparty był na pewnej metaforze współpracy charakterystycznej dla Internetu. Pomysł rozwijał się swobodnie przez współpracę z różnymi osobami i nikt nie rości sobie jakichś praw pierwszeństwa przed innymi. Podobnie było z nazwą Festiwal Generacji Interaktywnej, która z kolei pochodzi od Twożywa. Do współpracy ścisłej przy pierwszej edycji „Wyobraźni” zaprosiłam grupę, która miała na koncie już dużo przedsięwzięć związanych ze sztuką Internetu — choćby współorganizowane przez nich spotkanie w Zachęcie „Natarcie Netartu” czy organizowane konkursy. Kuratorowali wystawę NetAkt (Toruń 2004) i rozwiązywali w Toruniu w 2004 r. konkurs „Nudzie nei” (jedną z zauważonych, nagrodzonych osób był Mateusz Kula). Twożywo dodało ów podtytuł. Ja jednak nie przeceniam roli interaktywności akurat w netarcie, a raczej w ogóle jej nie doceniam [śmiech], dlatego ten podtytuł już się potem nie pojawiał.

A kim jest kurator sieci?

To był z kolei temat zeszłorocznego spotkania w Toruniu. Jakie jest miejsce kuratora netartu? Czy władza kuratora jako budowniczego karier artystycznych i kreatora nowych zjawisk w sztuce dotyczy także artystów sieci? Może to sieć jest animatrycznym kuratorem? Może kurator sieci nie istnieje? A jeśli istnieje, to jaką przybiera strategię? Czy najlepszym kuratorem sieci jest odbiorca, archiwista, artysta czy też może hacker? Do tej edycji zaprosiłam następujących kuratorów: Roman Bromboszcz (Poznań) — Inner Spaces/Galeria ProjektO.R., Agata Chinowska (Warszawa) — wolny kurator, Anna Ciabach (Warszawa) — wolny kurator, Galeria Klimy Bocheńskiej, Łukasz Guzek (Kraków) — historyk i krytyk sztuki, http://spam.art.pl, Ikoon.Art (Warszawa) — kolektyw kuratorsko-artystyczny (http://www.ikoon.art.pl), Galeria Ltd., Galeria Teren Osobny, Agnieszka Okrzeja (Poznań) — wolny kurator, Piotr Stasiowski (Wrocław) — wolny kurator, Katarzyna Roj (Wrocław) — współpracownik WRO Centrum Sztuki Mediów, Paweł Janicki (Wrocław) — WRO Centrum Sztuki Mediów, Daniel Muzyczuk (Gdańsk) — CSW „Łaźnia”, Tomasz Cebo (Toruń) — Galeria dla…, Galeria Rusz (Toruń) — artyści prowadzący galerię na bilboardzie ulicznym przy Szosie Chełmińskiej 37, Magdalena Jurgielewicz — organizatorka Śniadania ze Sztuką. Dużo pytań. Dużo osób odpowiadających. Brak jakiejś jednoznacznej opinii. Mogę mówić tylko w swoim imieniu.

Definicje i omówienia sieci czy zjawiska kuratoringu w sieci są znane. Również w Polsce jest dostępna np. pozycja: DATA browser 03: Curating Immateriality. Ale też są polskie publikacje, po które można sięgnąć. Ja postawiłam ten problem przed polskimi kuratorami, ponieważ wydawało mi się, że u nas teoria nie schodzi się z praktyką artystyczną. Interesujące było to, że sytuacja była otwarta — od realizacji do wypowiedzi. I prawie wszyscy wybrali raczej to drugie. Ja w pewnym sensie stawiam tu na aktywność hackerską. Tylko tu rodzi się pytanie o granice kuratoringu i już praktyki artystycznej. Z drugiej jednak strony nie wypada się nie zgodzić z Łukaszem Guzkiem, że ta rola w sieci (wobec roli w realu) wydaje się być bardziej usługowa niż kreacyjna. Wtedy ta granica jest sztywna.

Dlaczego tematyka sztuki Internetu tak Panią interesuje?

Tak jak już w zasadzie zaczęłam odpowiadać, interesuje mnie „lokalny aspekt”. Jak Internet jako platforma komunikowania treści, zbiór danych, tworzywo sztuki funkcjonuje u nas i jak przez nas jest rozumiana? W warunkach polskich i w polskim kontekście. Nie jestem informatykiem. Te spotkania prawie w ogóle nie mówią, „jak” tylko raczej, „po co”, „o czym”, „dlaczego”. W każdym roku spotkania organizują się wokół jakiegoś bardzo konkretnego tematu. W pierwszym roku zależało mi na wyraźnym rozgraniczeniu sztuki Internetu od sztuki publikowanej w Internecie. Dlatego poza pracami netartowymi pokazałam pewne peryferia tej sztuki, takie jak np. webeo (interaktywny teledysk sieciowy) czy vlog (wideo-blog) aż do portali, które promują sztukę. Większość ludzi ma problemy z dostrzeżeniem tej podstawowej różnicy. Pierwszy rok miał ją uzmysłowić. Dzięki grupie Twożywo publiczność mogła poznać czołówkę polskich net-artystów. Program był bardzo bogaty, toteż zapraszam na stronę http://www.wyobrazniaekranu.wirenet.pl. Kolejny rok był bardziej poświęcony warstwie ideologicznej.

Z kolei w tym roku w centrum zainteresowania znajdowała się relacja Internet–społeczeństwo. Otwarta trybuna, pole do wszelkich działań, pełna swoboda. Tak sieć postrzegano przez długi czas. Jako nową przestrzeń publiczną, egalitarny hyde park. Niestety, szybko okazało się, że to medium tak samo, jak inne przestrzenie podlega kontroli i ulega presji mechanizmów chroniących rynek. A strefa internetowej wolności to tylko strefa, którą system wyznacza na ujście i kanalizowanie np. pewnych idei aktywistycznych. Czy między tą czarną wizją Internetu a wizją idealistyczną leży prawda o relacjach społecznych i sieci? Jakie są strategie utrzymania wolności w Internecie? Zachwyt nowym medium poprzez ćwierćwiecze uzusu zastąpiony został nowym namysłem nad samym medium i jego społecznym kontekstem. Jedno jest pewne — Internet miał pozytywny wpływ na swobodniejszy, przyspieszony i bardziej produktywny przepływ idei. I znajduje to nadal swój wyraz w ruchach Open Source prowokujących do obrony kolektywnej współpracy. A w związku z tym do przeanalizowania systemu prawnego, który musi zostać zreinterpretowany wobec nowych warunków technologicznych. Czy nowe licencje wyczerpują możliwości modyfikacji prawa? Internet jako medium porozumiewania się uwypuklił sieciową strukturę społeczną. Jakie są zasady zjawiska oddolnej samoorganizacji ludzi? Wypowiadali się: Jan Sowa, Piotr Rypson, Iza Kowalczyk, Roman Dziadkiewicz, Jarosław Lipszyc. Prezentowane były prace powstające w tym kontekście: Ani Krenz, kolektywu Ikoon.Art, Dawida Marcinkowskiego i Moniki Surowiec oraz Sejiego Morimoto i Beaty Sosnowskiej. A internetowe społeczności reprezentowane były przez środowisko polskich lomografów. A w 2006 roku jak już wspomniałam poruszony został aspekt kuratoringu sieci.

Dzięki Internetowi każdy artysta z dostępem do sieci może zaprezentować swoją twórczość odbiorcy, nigdy wcześniej nie miał takich możliwości. Czy Pani zdaniem sieć jest najlepszym miejscem do autopromocji?

To jest ten aspekt, który mniej mnie interesuje. Jeszcze raz podkreślę, że zamieszczanie prac w Internecie nie równa się pracom netartowym. Odwołując się do tego aspektu, powiem, że nie znam polskiego artysty pracującego wyłącznie w sieci, stamtąd znanego i przez niego wypromowanego (może najbliżej takiej sytuacji jest Grzenda.pl, ale gdzieś tam ich prace jednak wychodzą poza sieć). Rozumiem jednak, że w pytaniu chodzi o prezentowanie reprodukcji prac i np. grafiki komputerowej w Internecie. I ja myślę, że nie. Jest to oczywiście miejsce do autoprezentacji, ale w Polsce mało skuteczne.

Czy Internet nie stał się śmietnikiem sztuki? Każdy przecież może zamieścić w nim swoją twórczość — zarówno artysta, jak i amator. Jak więc wybrać to, co rzeczywiście warte jest uwagi? Jak rozpoznać artystę?

Jest to totalny śmietnik. Wszystkiego. Sztuki jest relatywnie najmniej. Być może układa się takich samych proporcjach jak w realu albo jeszcze gorzej, ponieważ anonimowość czasem sprawia, że w Internecie ludzie mniej się wstydzą za zamieszczane tam rzeczy. Nie ma odsiewania tego, co dociera do odbiorcy, przez co królują rzeczy złe i bardzo złe. Ale tyle, ile jest możliwości publikowania, tylu jest i… krytyków. Na taką stronę może być zero wejść i to jest jakaś odpowiedź. Poza tym każdy może napisać, że to, co ktoś zamieścił jest kiczem i chłamem… A jak rozpoznać artystę? Obowiązują takie same prawidła, jak w realu.

Artyści wykorzystują Internet do promocji swojej twórczości — czy to oznacza że instytucja galerii będzie się starzała coraz bardziej?

Instytucja galerii już dawno się zestarzała i już dawno przerobiliśmy reakcje społeczne i artystyczne na ten temat. Jednak mimo tego będzie trwała.

A jakie są Pani tegoroczne plany? Kiedy powinniśmy spodziewać się kolejnej edycji Festiwalu Sztuki Internetu? O czym będzie tym razem?

Chyba przeniosę te spotkania do innego miejsca i miasta, dlatego nie wiem czy w tym roku festiwal się odbędzie, czy też będziemy mieli rok przerwy. Temat już jest, ale w związku z sytuacją jeszcze przez moment pozostanie tajemnicą.