Niemiecki filozof Georg Simmel napisał kiedyś: "Moda to naśladownictwo danego przykładu, zaspokajające pragnienie adaptacji społecznej: wiedzie jednostkę drogą, którą podróżują wszyscy, dostarcza ogólnych przesłanek sprawiających, że zachowanie każdej jednostki staje się kolejnym przykładem". Jednocześnie moda, oprócz funkcji asymilacyjnej, posiada nie mniej istotny walor różnicujący - w ramach swej unifikującej mocy wprowadza szereg subtelnych dystynkcji, które pozwalają jednostkom podkreślać własną odrębność. Wydaje się, że gra mody odbywa się na przecięciu tych dwóch płaszczyzn. Pierwszej - wyrażającej siły scalające, homogenizujące, i drugiej - dążącej do wyodrębniania różnic, tworzenia subtelnych społecznych hierarchii.

Moda w niezwykle silnym stopniu współtworzy teatr dnia codziennego. Wyraża wszystko, odbija się we wszystkich dziedzinach życia: w postawach światopoglądowych, funkcjach społecznych, zawodowych, preferencjach seksualnych. Moda ma wielką władzę - wprowadza niezwykle silny system znaków, który decyduje o całokształcie zachowań społecznych. Tej mocy nie sposób przecenić. Wszystkie symbole są przez modę współtworzone, konstytuowane jako oficjalne znaki, pozwalające mediatyzować przestrzeń życia publicznego. Sprawnie funkcjonująca jednostka musi je zinterioryzować i odczytywać jako własne - w przeciwnym razie zostanie wyrzucona poza nawias społecznej gry. Podziały ideowe, kulturowe, wyznaniowe, finansowe, zawodowe, gra płci - wszystko jest opatrzone znakiem. W poststrukturalistycznej rzeczywistości takie "pozajęzykowe" znaki ukazują swoją moc jeszcze silniej - współczesny umysł coraz dobitniej zdaje sobie sprawę z ich panowania.


ilustracja: Tomasz Kaczkowski

Odpowiedzią na bolesną świadomość władzy, jaką ma nad nami moda (z całym systemem znaków i odpowiadającym mu zestawem zachowań), ma być współczesny (niektórzy powiedzieliby: postmodernistyczny) postulat eklektyzmu, mieszania trendów, przesuwania granic. Jeśli jednostka ma być wolna, musi nauczyć się gry symbolami i atrybutami władzy (nawet z wykorzystywaniem ich przeciwko nim samym), transgresji, twórczego recyklingu, przesuwania znaczeń. W ten sposób postępował na przykład ruch punk, który insygnia władzy (korona, flaga państwowa) ukazywał w zupełnie nowym, anarchistycznym kontekście. Podobny zabieg spotyka odzież militarną, która przywłaszczona przez środowiska kontestatorskie, pacyfizujące, straciła swój jednoznaczny charakter.

Jednocześnie świat społecznych symboli próbuje bronić się przed takim pomieszaniem treści. Georg Simmel pisze: "Kiedy tylko klasy niższe zaczną naśladować ich styl, zarazem przekraczając linię demarkacyjną, narysowaną przez klasy wyższe, i niszcząc ich spójność, klasa wyższa odwraca się od danego stylu i obiera nowy, który z kolei także odróżnia ją od mas, i gra wesoło toczy się dalej". Gra mody nie ma końca - tym bardziej, że jest na stałe powiązana z grą rynku, z przepływem pieniądza. Choć współcześnie zdajemy sobie sprawę z umowności znaków, jakie w przestrzeni życia publicznego są instaurowane przez modę, to nie jest możliwa sytuacja, w której przestaną obowiązywać podziały na to, co "wyższe", ekskluzywne, i to, co ogólnie dostępne. Rynek potrzebuje nowych trendów, potrzebuje koniunktury na to, co inne, nowe, bardziej trendy - co pozwoli jednostkom poczuć się lepiej, wyżej w systemie społecznej hierarchii. Dlatego kapitalizm restauruje stare mody i formy. Błędne koło toczy się dalej, zwiększa się jedynie tymczasowość mód - nowe trendy powstają coraz szybciej - po to, by zwielokrotnić rynkową koniunkturę.

Pozostaje nam jedynie świadomość tego, jak bardzo umowna jest ta gra. Choć nie wydaje się by istniał jakikolwiek sposób na jej zatrzymanie (nie jest bowiem możliwe funkcjonowanie społeczeństwa bez zróżnicowanych symboli), to należy nauczyć się wykorzystywać ją na swój prywatny użytek. Rynkowi zaś, który od dłuższego czasu zjada swój własny ogon, oddajmy to, co "rynkowe". Potrzebny jest dystans, bo tylko on pozwoli nam wypełnić tę grę jakąś treścią.