Wprowadzenie w magazynie działu "Kariera w kulturze" postanowiliśmy zacząć od prezentacji postaci szczególnie nam bliskich. Agnieszka, Marcin alias "Mały", Matylda, Tymon i Lupa to team, o którym w niedalekiej przyszłości na pewno będzie głośno. Razem pracują na wspólny sukces zarówno w życiu zawodowym, jak i rodzinnym.

Usiedliśmy przy stole, Agnieszka wyłożyła kawałek ciasta (nie znam nazwy, ale było słodkie). Włączyłem dyktafon. Zaczęliśmy rozmowę o tym, jak doszło do tego, że już 4 kwietnia rusza firma "agnieszka pawlicka", produkująca biżuterię unikatową.

Ja: Powiedz mi, droga Agnieszko, koleżanko z liceum, jak to się stało, że wpadłaś na pomysł robienia właśnie tego - biżuterii?

[śmiech]

J: Dlaczego nie ubiór tak jak to robiłaś jakiś czas temu?

Agnieszka: To jest najtrudniejsze pytanie, jakie mogłeś mi zadać. Co mam odpowiedzieć, żeby dobrze zabrzmiało? [śmiech] Naprawdę to było tak, że zaczęłam od ciuchów, ale z nich zrezygnowałam, bo nie stać mnie na to, żeby je szyć.

Maja: Ale przecież pokazywałaś swoje rzeczy w gazetach, np. w "Elle". Nie przekładało się to na zarobek?

A: No nie. Dokładałam do tego, szyłam pojedyncze egzemplarze. Musiałabym egzekwować za nie bardzo dużą cenę, żeby się zwróciło. Nie mam znanego nazwiska, dlatego nie mogę sobie na to pozwolić. I tak powstał pomysł tworzenia biżuterii. W ogóle z wykształcenia jestem projektantem odzieży i biżuterii, ale jak dotąd tak naprawdę biżuterię traktowałam jak coś dodatkowego, nigdy jak sposób na życie.

J: Tak, ale właściwie do produkcji biżuterii potrzeba lepszego sprzętu i większej jego liczby niż do produkcji ubioru. To jest przecież droższe. Czy może się mylę?

A: Mylisz się. Tak naprawdę do zrobienia pierścionka wystarczy pilnik, palnik i kawałek papieru ściernego. Kiedy jednak zaczynasz robić to na większa skalę i chcesz, aby było to świetnie wykonane, musisz mieć dobrze wyposażoną pracownię, ponieważ zaczyna liczyć się czas. Do tej pory wszystko robię w ręku, dlatego to idzie bardzo wolno

J: Powiedz mi, pracowałaś przecież w firmie produkującej ubrania. Czy nie byłoby lepiej, łatwiej, zostać w niej albo znaleźć pracę w firmie produkującej biżuterię. A ty postanawiasz prowadzić własny interes?

A: [śmiech] Proszę cię, nie ciągnij mnie za język. Wiesz, jak to jest.

W tym miejscu muszę przestrzec wszystkich młodych projektantów przed nieuczciwymi pracodawcami. Jeżeli pracodawca nie chce podpisać chociażby umowy o dzieło, należy zrezygnować ze współpracy z taką firmą. Na pewno nie należy zostawiać własnych projektów i wierzyć w uczciwość jej przedstawicieli. Jeżeli jednak zdecydowaliście się projekty zostawić, proście o podpisanie umowy, know how lub chociażby o potwierdzenie na kopii projektów daty ich przyjęcia. To zagwarantuje Wam większe szanse w dochodzeniu swoich praw, np. w biurach ochrony konsumentów, do których możecie zgłaszać kradzież projektów. Tam, za symboliczną opłatą, doradzą wam, co dalej robić.

Ale tak serio, już na studiach zaczęłam pokazywać swoją biżuterię w znanych salonach. Moje projekty cieszyły się naprawdę dużym zainteresowaniem. Zrobiłam więc tak zwane badanie rynku. [uśmiech]

J: To jest bardzo ważne, takie działanie może ustrzec przed zbyt dużym ryzykiem. To był dobry ruch. Ale wróćmy do tego, dlaczego nie chciałaś zatrudnić się jako projektant w jakiejś firmie, np. produkującej biżuterię?

Może i byłoby dobrze, gdybym zaczęła pracować w firmie, zdobyłabym doświadczenie mniejszym kosztem. Wszystko jednak zależy od firmy. Po doświadczeniach z firmą odzieżową zdecydowanie wolę biegać, załatwiać, martwić się o swoją firmę niż o cudzą. We własnej firmie bierzesz odpowiedzialność we własne ręce. Wiesz, że jak się napracujesz, to z tego coś będzie - chociażby tylko satysfakcja.

 

M: Powiedz nam, jak godzisz pracę z życiem rodzinnym?

A: To jest najcięższe...

J: Masz firmę i pracownię w domu?

A: Tak. Wiesz, to jest praca przy kwasie, z palnikiem, więc pracownia musi być odizolowana od dzieci. Podstawową kwestią jest bezpieczeństwo. Więc ja albo pracuję, albo opiekuję się dziećmi. Nie mogę robić jednego i drugiego jednocześnie. "Mały" pomyślał o tym, aby pracownię zrobić na antresoli i to był świetny pomysł. Nigdy jednak nie jest tak, że dzieci są na dole same, a ja na górze w pracowni. Wtedy albo zajmuje się nimi "Mały", albo idą do przedszkola. Niedługo pójdą do szkoły, to też ułatwi sprawę. Dużym atutem prowadzenia firmy w domu, a nie wynajmowania pracowni, jest to, że nie ponosisz dodatkowych kosztów, co na początku działalności ma kolosalne znaczenie.

J: A właśnie, jak z kosztami? Prowadzenie firmy to sporo wydatków - ZUS, podatki, księgowość...

A: Wiesz, tak naprawdę nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Wychodzę z założenia, że co będzie, to będzie. Nie jestem sama. "Mały" w przypadku, gdy mnie powinie się noga, nie dopuści do tego, byśmy nie mieli, co włożyć do garnka [śmiech]. Liczę na wielkie szczęście i wiem, że czeka mnie bardzo ciężka praca.

J: Agnieszko, ale przecież żeby zacząć "produkcję" nie wystarczy tylko palnik, pilnik, papier ścierny, jak wspomniałaś na początku naszej rozmowy. Potrzeba gotówki na start. Skąd ją wzięłaś?

A: Aaaaaa, widzisz, dowiedziałam się od Mai, że istnieje możliwość otrzymania z Powiatowego Urzędu Pracy w Łodzi jednorazowej dotacji, bezzwrotnej, na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Jako osoba bezrobotna otrzymujesz od Urzędu około dziesięciu tysięcy złotych na niezbędny sprzęt i materiały, dzięki którym możesz ruszyć. Musisz wypełnić kilka formularzy, opracować dokładnie, co jest ci potrzebne, złożyć to wszystko w UP. Cała procedura trwa około dwóch miesięcy. Następnie otrzymujesz dotację, robisz zakupy i rozliczasz się na podstawie faktur z UP. Całkiem proste.

J: Całkiem proste? To u nas dziwne [śmiech].

A: To jest proste. Problemy zaczynają się później. Musisz zarejestrować firmę, biegasz po urzędach z jednego końca miasta w drugi. Czekasz na decyzję. Koszmar...

J: A ja słyszałem, że w Łodzi wszystko możesz załatwić w jednym okienku.

A: Tak miało być [śmiech], ale chyba nie wyszło...
W środę jadę do Pruszkowa po maszyny dla jubilerów. Jadę z "Małym", żeby czuć się pewniej, i kupujemy sprzęt. Już się nie mogę doczekać.

J: To kiedy pojawi się pierwsza kolekcja?

Gdy Agnieszka przygotowywała się do odpowiedzi, wszedł Mały, z którym zamieniła kilka słów. Tymek zaczął biegać, krzycząc "nie złapacie mnie". Mimo to próbowałem go złapać, ale rzeczywiście mi się nie udało. Lupa - mimo zakazu - ciągle opuszczała swoje miejsce, co u labradorów jest normą. Napiliśmy się dobrej herbaty, zjedliśmy po kawałku ciasta i wróciliśmy do rozmowy.

A: Pierwsza kolekcja ujrzy światło dzienne już na początku kwietnia. Na razie mogę udostępnić wam do zaprezentowania w magazynie biżuterię, którą robiłam do tej pory. Wszystkie wyroby fotografuję do dokumentacji. To się przydaje - każdy projektant powinien mieć swoje portfolio. Oczywiście nie musi to być fotografia artystyczna, ale taka, dzięki której będzie można dostrzec walory produktu. Mam też imiennik...

J: A co to jest?

A: To jest identyfikacyjny znak firmowy. Załatwiasz go w urzędzie wag i miar. Później wysyłasz do Warszawy i tam wybierają taki, który się nie powtarza. Biżuterię możesz sprzedawać tylko z imiennikiem.

 

J: Jeżeli mówimy o identyfikacji, to jak z reklamą, promocją?

A: Moim głównym narzędziem promocyjnym będzie strona internetowa. To za jej pośrednictwem zamierzam nawiązywać pierwszy kontakt z klientem, prezentować mu moje produkty. Oczywiście ważny będzie rozwój, dzięki zadowolonym klientom, którzy mam nadzieję będą mnie polecać innym.

J: A jak zamierzasz prowadzić sprzedaż?

A: Nie zamierzam otwierać butiku czy galerii, o nie. Postanowiłam działać na zasadzie wstawiania swoich wyrobów do sklepów, galerii etc. Tak robiłam do tej pory i to się sprawdzało. Już mam sporo zamówień nie tylko z Polski, ale również z Niemiec i Włoch. Ceny moich wyrobów są konkurencyjne, ale o mojej konkurencyjności stanowią przede wszystkim ich jakość i wartość artystyczna.

Koniec naszej rozmowy zdominował temat komputera przenośnego, który Agnieszka próbuje kupić. Maja i Agnieszka dyskutowały, który model może okazać się lepszy. Tymon opowiadał, że lubi jak mama "wiejci". Matylda siedziała na balkonie, zajęta swoimi sprawami. "Mały" i ja rozmawialiśmy o sposobie wychowywania labradorów. Umówiliśmy się, że po świętach Agnieszka przyniesie nam do prezentacji zdjęcia swoich dzieł.
Po wyjściu rozmawialiśmy z Mają o tym, jak to wspaniale, kiedy ludzie potrafią łączyć pasję z zawodem i życiem rodzinnym. I o tym, że ich podziwiamy za to, jak dają sobie z tym radę.

Oczywiście całą drogę do domu myślałem, jak o tym napisać, aby zmotywować Was do działania.