Właśnie minął rok od naszego przystąpienia do Unii Europejskiej. Czy przyniósł on spodziewane rezultaty na polu kultury, czy uspokoił tych, którzy spodziewali się roztopienia naszej tożsamości w morzu europejskości? Wszyscy komentatorzy gospodarczy twierdzą, że bilans naszego wstąpienia jest dodatni.

Wzrosła co prawda inflacja, ale nie w tak gwałtowny sposób, jak wskazywali sceptycy. Polskie firmy konkurują z zachodnimi i często wygrywają, oferując za niższe ceny lepszą jakość, rolnicy otrzymują dotacje bezpośrednie. W tym zakresie już po roku od naszej akcesji można twierdzić, że był to krok w dobrym kierunku. Jednakże obszar kultury, którym się tu zajmujemy nie reaguje w taki sam sposób jak gospodarka. Na tym polu jest jeszcze za wcześnie mówić o jakichś sprecyzowanych wnioskach. Musimy jeszcze jakiś czas odczekać.

Wydaje się jednak, że w tym obszarze nie ma prostego przełożenia, jak w rolnictwie. Tam wystarczy mieć ziemię uprawną, by otrzymać dotację. Jeśli chodzi o projekty kulturalne nie wystarczy siedzieć i czekać aż Unia da nam pieniądze na nasze instytucje kultury. Trzeba się wykazać inicjatywą i wizją, która będzie na tyle poruszająca, by dotację unijną otrzymać. Niewątpliwie jednak dostęp do wspólnotowych pieniędzy jest i będzie łatwiejszy.

Chciałbym jednak wyraźnie powiedzieć, że roszczeniowa wizja naszego członkostwa mnie osobiście nie odpowiada. Bardziej atrakcyjna wydaje mi się możliwość dzielenia się naszą kulturą z Europą i podejmowanie wspólnych projektów na rzecz dalszego poznania i współpracy. Wydaje się, że nawet nasza prowincja posiada wartości kulturowe dające możliwość uczestnictwa w kulturze europejskiej. Niech przykładem będzie choćby wielka międzynarodowa kariera „Kapela ze Wsi Warszawa”, która potrafiła zafascynować naszą ludową tradycją najbardziej wyrafinowanych koneserów sztuki. Jeśli nie będziemy małpować Europy, ale postawimy na te wartości, które od wieków nas kształtowały i bez kompleksów je wyrażać, wydaje się, że mamy wówczas szansę prawdziwego kształtowania wspólnoty kulturowej Europy.

Piszę ten tekst w bardzo ważnym momencie dla europejskiej kultury. Śmierć Jana Pawła II i powołanie na tron biskupi w Rzymie Josepha Ratzingera są niezwykle istotnymi znakami przewartościowań, które mają miejsce w Europie. Zmieniają one, jak się wydaje, w sposób zasadniczy także kulturę europejską. To co działo się po śmierci Karola Wojtyły nie tylko w Polsce, nie tylko w Europie, ale na całym świecie zakwestionowało dotychczasowe doświadczenie kulturowe i egzystencjalne, szczególnie Europejczyków.

Jak się zdaje ten pierwszy autorytet czasów globalizacji zjednoczył wokół swej trumny ludzi wszystkich kontynentów, narodów, religii, kultur. Nieprawdopodobna ilość młodych ludzi uczestniczących spontanicznie w różnego rodzaju uroczystościach i modlitwach zaświadczyła wyraźnie o potrzebie odnowienia wartości duchowych w Europie i powrocie do tradycyjnych wartości. Nie jest jasne jak to ostatecznie odmieni oblicze tej ziemi, ale trudno mieć wątpliwości, że jakieś zmiany nastąpią. Wydaje się, że do przeszłości odchodzi materialistyczny i czysto oświeceniowy charakter kultury europejskiej, który święcił triumfy w XX wieku. Przemiany te widać nawet w mediach, także elektronicznych, które działają z większą refleksją i pokazują świat nie tylko od najgorszej strony. Pojawia się mała iskierka nadziei, że kultura europejska zrezygnuje wreszcie z negatywnej wizji człowieka, zajmując się przede wszystkim pozytywną stroną rzeczywistości.

W tych dniach ukazał się drugi numer tygodnika Ozon, który był co prawda przygotowywany od roku, ale zaistniał właśnie teraz na fali duchowego uniesienia. Nie chcę wyrokować, że będzie to nowy typ tygodnika, ale wydaje się, że można mieć taką nadzieję.  Dziennikarze tego pisma chcą pokazywać pozytywną stronę ludzkiej egzystencji, chcą także zmieniać wizerunek Polaka wiecznie narzekającego i psioczącego na rzeczywistość.
Co to ma wspólnego z Unią i naszą w niej roczną egzystencją.? Wydaje się, że bardzo dużo, zwłaszcza jeśli pomyślimy, że jeszcze kilka miesięcy temu w Konstytucji Europejskiej nie znalazł się zapis o chrześcijańskich korzeniach naszej cywilizacji. Nie chodzi mi w tym momencie o to, by Europa stała się kontynentem, który stanie się nagle w ortodoksyjnie religijny, chodzi jednak o realizację wizji pełnej wolności, w której laicka kultura nie dominuje ale współistnieje z innymi wizjami światopoglądowymi.

Próbując więc odpowiedzieć na pytanie na temat rocznego bilansu naszego istnienia w rodzinie europejskiej, przychodzi mi stwierdzić, że w gruncie rzeczy, to od nas zależy kim w tej Europie będziemy. Zamiast bać się Europy lepiej w jej ramach konkurować z innymi. Zrozumieli to polscy przedsiębiorcy, mam nadzieję, że rozumieją to także polscy twórcy i menedżerowie kultury. Tylko dzięki temu stworzymy „nową” wspólnotę, a nie Europę dwóch prędkości, jak chcieliby niektórzy starzy jej członkowie. Weźmy się wspólnie do pracy – kulturalnie do celu!

Wyraź swoją opinię na FORUM