Kariera
Kompetencje społeczne
W aktualnym numerze magazynu PURPOSE mówiliśmy o różnych kompetencjach, które są nam potrzebne do swobodnego poruszania się w zawodach twórczych czy kreatywnym działaniu. Czy jednak kompetencje społeczne są nam potrzebne żeby w ogóle móc cokolwiek robić? Czym są kompetencje społeczne i dlaczego warto się nas nimi pochylić opowie Marta Białek-Graczyk, ekspertka od innowacji społecznych, współtwórczyni Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę", a także akuszerka pomysłów.
Martę Białek-Graczyk, bardziej osobiście, możesz poznać w Wywiadzie Tygodnia >>TUTAJ<<
Maja Ruszkowska-Mazerant: Jesteś bardzo mocno osadzona w temacie innowacji społecznych. Dlatego też oczywista wydaje się rozmowa z Tobą o kompetencjach społecznych. Coraz więcej mówi się o potrzebie zrozumienia, jak ważne są one w naszym życiu. Zmiany, które następują na świecie i w Polsce, narastające problemy, nierozerwalnie łączą się z coraz większą potrzebą naszej świadomości kompetencji społecznych. Czy mogłabyś opowiedzieć, co to takiego?
Marta Białek-Graczyk: Kompetencje społeczne dotyczą każdego z nas niezależnie od naszego wieku, począwszy od niemowląt, ponieważ one też mają kompetencje społeczne, dzięki którym potrafią nawiązać kontakt z drugą osobą.
Kompetencje społeczne to między innymi umiejętność nawiązywania i podtrzymywania relacji, bycia w kontakcie, słyszenia drugiej strony, a także wyrażania swoich własnych emocji w sposób możliwie konstruktywny. Jeśli mamy dobre warunki do rozwoju – to rozwijamy bardziej pogłębione, skomplikowane kompetencje – jak na przykład te związane z tworzeniem nowych rozwiązań.
Taką kompetencją jest też empatia, która wykracza poza nasze codzienne i najbliższe relacje, obejmuje też szerszą rzeczywistość społeczną i pozwala nam działać na rzecz różnego rodzaju wyzwań czy dostrzeżonych problemów.
Co ważne, aby rozwijać kompetencje społeczne, na samym początku (w tym także w okresie niemowlęctwa) musimy zadbać o zupełnie podstawowe sprawy, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Jest to coś, bez czego nie da się pójść dalej, nie da się osiągać kolejnych poziomów w zdobywaniu bardziej pogłębionych kompetencji. Kompetencje nie rozwijają się w próżni, czynniki zewnętrzne są decydujące dla ich kształtowania.
Obok tej pierwotnej, bezpiecznej relacji z ważną osobą, w kolejnych etapach naszego życia – liczy się nie tylko rodzina ale środowisko, które nas otacza: szkoła, społeczność lokalna, sąsiedzi. Do tego dochodzi jeszcze świat różnych systemów, struktur, w których funkcjonujemy, nasz świat zawodowy: to wszystko ma wpływ na to, jakie mamy kompetencje, które z nich mogą się u nas rozwinąć i dzięki którym w sprzyjających okolicznościach możemy osiągnąć coś ważnego i dobrego.
A w jaki sposób możemy te kompetencje poszerzać? Co jest nam potrzebne? Gdy zauważymy jakie mamy deficyty, to co warto zrobić, aby nabyć lepsze kompetencje społeczne właśnie po to, żeby nam się lepiej funkcjonowało w życiu społecznym, zawodowym, osobistym, i żebyśmy faktycznie mogli coś zmienić?
Pierwszym krokiem, żeby w ogóle mówić o wejściu na kolejne poziomy, jest praca nad sobą. Rozumiem to jako przywrócenie poczucia podstawowego bezpieczeństwa i pewności siebie – jeśli oczywiście, go brakuje. Bez tego nie będziemy próbować ani eksperymentować, będziemy żyć w obawie i lęku, co wpłynie nie tylko na nasze życie osobiste, ale też na naszą pracę, funkcjonowanie w niej, naszą kreatywność i twórczość.
Co trzeba zrobić? Czasem żartuję, że najpierw trzeba nas wszystkich wysłać na trening interpersonalny. Jeżeli nie pokonamy swoich trudności związanych z relacjami, czy niskim poczuciem własnej wartości nie wyrobimy w sobie skłonności do próbowania, ryzykowania. Będziemy też źle reagować na porażki, które są nieodłączną częścią pracy twórczej.
Mówię tu nie tylko o sobie, opierając się na własnym przykładzie, ale i na przykładach setek osób, którym ja i nasza organizacja pomagaliśmy w realizacji ich zamierzeń w oparciu o umiejętności społeczne. To jest początek drogi, na którym każdy ma różne możliwości. Są oczywiście osoby, które w ogóle nie potrzebują żadnych treningów interpersonalnych, bo wszystko mają pod tym względem poukładane; tak się zdarza, ale, z moich obserwacji wynika, że nie jest to zbyt częste. Każdy musi znaleźć swoją drogę. Może to być jakaś własna ścieżka rozwoju – duchowa, terapeutyczna czy interpersonalna. I to jest pierwszy krok, początkowy poziom, na który trzeba wejść, żeby iść dalej.
Czyli samoświadomość jest tym pierwszym punktem na ścieżce rozwoju dalszych kompetencji?
Samoświadomość pomaga twórczo przerobić to, co jest dla nas trudne. Ale o naszym rozwoju bądź jego braku często decydują także zewnętrzne okoliczności. Możemy je jednak różnie wykorzystać. Ja na przykład jestem jedynaczką i można by uznać, że to utrudniało mi rozwój kompetencji społecznych. Jednak nowsze badania pokazują, że to jedynacy mają lepiej rozwinięte kompetencje społeczne. Bo ich sytuacja rodzinna nie umożliwiała im w pełni trenowania tych umiejętności. Żeby w ogóle potrenować umiejętności, zbudować relacje, nawiązać kontakty, zrobić coś konstruktywnego z innymi, poradzić sobie z jakąś frustracją czy niezrozumieniem, musieli wyjść do ludzi, gdzieś znaleźć kolegów i koleżanki, skoro nie mogli przećwiczyć relacji w domu, na bracie czy siostrze. Po wyjściu do szerszej społeczności okazuje się, że musimy się całkiem mocno postarać, bo ludzie nie będą nas kochać i lubić tylko dlatego, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy.
Te nasze osobiste, indywidualne, psychologiczne i genetyczne czynniki rozwojowe łączą się z zewnętrznymi w świecie, w którym funkcjonujemy. W życiu dorosłym mamy dużo możliwości, żeby skorzystać z innych form rozwojowych, które nam pomogą zrobić ten pierwszy krok. Natomiast działalność społeczna może być fantastycznym poligonem do ćwiczenia umiejętności społecznych, zwłaszcza kiedy wychodzimy poza tę najbliższą, rodzinną strefę i musimy się zmierzyć ze światem zewnętrznym, próbując na przykład wcielić jakąś swoją ideę w życiu, zapraszając do tego ludzi, konfrontując się z trudnościami, które nas czekają.
Poruszyłaś temat działalności społecznej, przejdźmy więc do tematu innowatorów społecznych. Skąd pomysł na taką nazwę – innowatorzy społeczni?
Teraz wszystko jest innowacyjne więc ta nazwa trochę się dewaluuje. Ale innowacyjne to znaczy po prostu nowe, czyli takie, którego dotychczas nie było, pokazujące jakieś nietypowe połączenia. Ja najbardziej lubię myśleć o innowacyjności właśnie jako o nietypowym sposobie łączenia istniejących, zauważonych potrzeb z jakimiś możliwymi rozwiązaniami. To taka bardzo uproszczona definicja innowacyjności. A dlaczego społeczne? Dlatego, że świat społeczny także potrzebuje nowego, innego spojrzenia na występujące w nim problemy, czasem trwające od dawna, a czasem nowe, wynikające z jakichś nowych okoliczności. Innowacjami społecznymi zajmujemy się w Towarzystwie “ę” od dwudziestu kilku lat, choć nikt przecież tego tak wcześniej nie nazywał. Te innowacje społeczne, inkubatory, badanie potrzeb – to wszystko przecież się działo, choć nikt tego nie nazywał w ten sposób. Teraz mamy nowy język, ale on określa coś, co istnieje od zawsze, czyli tkwiącą w naturze ludzkiej potrzebę znajdywania rozwiązań dla istniejących bądź nowych problemów.
Kto może być innowatorem społecznym? Jakie trzeba mieć do tego predyspozycje i po co w ogóle nim być?
Innowatorem społecznym może być naprawdę każdy. Jest to kwestia pewnej postawy i oczywiście kompetencji. Jako innowatorzy na pewno sprawdzają się lepiej osoby, które mają wewnętrzne przekonanie o swej wartości, a także o tym, że świat jest generalnie dobrym miejscem, że można mu zaufać. Istotne jest także takie podejście do trudności, w którym jeżeli zdarzy się coś, co nie pójdzie po naszej myśli, traktujemy to po prostu jako fakt, który trzeba przyjąć i zastanowić się, co można zrobić inaczej. Natomiast nie jest to coś, co powinniśmy odnosić do siebie. Absolutnie najważniejsze są odpowiednia konstrukcja psychiczna i postawa wobec świata. Następnie kompetencje analityczne. Są one niezbędne, żeby zrozumieć mechanikę zjawisk, żeby analizując jakiś problem społeczny potrafić go zgłębić. To ponadto umiejętność korzystania z dostępnych źródeł, rozeznawania się w nich, przeprowadzania różnego rodzaju badań, a także postawienia i uzasadnienia płynących z nich wniosków.
Typowa dla innowatorów jest jeszcze nie tyle kompetencja, co raczej postawa polegająca na traktowaniu trudności czy ograniczeń jako wyzwań. Od tego w ogóle często zaczynają się innowacje. W obliczu różnych ograniczeń, jak choćby skąpej ilości dostępnych środków, czy to finansowych, czy innych, ludzie o postawie innowacyjnej wpadają na pomysły. To osoby, które mówią: „Twierdzicie, że się nie da? No to ja wam pokażę”.
Ważna jest też umiejętność syntezy i wyciągania wniosków. Kiedy coś się nie powiodło, to zatrzymuję się nad tym, poddaję to refleksji i wyciągam konstruktywne wnioski na przyszłość. Chodzi o chęć czy gotowość do tego, żeby przyjrzeć się sytuacji, zobaczyć co się wydarzyło i potraktować to jako źródło bezcennej wiedzy.
To również umiejętne słuchanie i to na różnych etapach. No bo jak rodzą się pomysły na innowacje społeczne? One biorą się z tego, że ktoś słucha ludzi, że usłyszał o jakimś problemie, że w czyimś najbliższym otoczeniu doświadcza trudności.
Posłużę się przykładem jednej z innowatorek. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie i nagle przyszło jej opiekować się ojcem, który zachorował na Alzheimera. Nigdy wcześniej o tym problemie nie myślała, ale teraz doświadcza go osobiście. W takich sytuacjach nie tylko szuka rozwiązań, które sprawdzą się w jejprzypadku, ale także stara się dowiedzieć, jaki to ma wpływ na innych: słucha, patrzy, obserwuje, żeby zobaczyć, jak inni ludzie odbierają to, co wymyśliła.
Czyli innowatorzy społeczni to osoby, które mogą wytworzyć dobrą zmianę w świecie. To bardzo odpowiedzialne zadanie. Czy w takim razie innowator społeczny to zawód? Czy może innowatorzy to raczej osoby działające na zasadzie wolontariatu i nie czerpiące z tego korzyści majątkowych?
To ciekawe pytanie. My sami się nad tym zastanawiamy. Prowadzimy nasz inkubator od ośmiu lat, w całej Polsce jest obecnie chyba osiem inkubatorów zajmujących się mikroinnowacjami w kontekście szeroko rozumianych spraw społecznych. Zaobserwowaliśmy, że jest taka grupa osób, która krąży między tymi naszymi inkubatorami. W gruncie rzeczy są to zawodowi innowatorzy, czyli osoby, które są kreatywne i czujne, wrażliwe społeczne ale także takie, które nakręca sam proces tworzenia rozwiązań. Są w stanie wpaść na całkiem niezły pomysł w zasadzie w niemal każdej dziedzinie. A dzięki postawie, otwartości, determinacji i umiejętności pracy nad rozwojem innowacji, stają się poniekąd zawodowymi innowatorami.
Na pewno jest taki typ, typ innowatora zawodowca. Na pewno można z tego żyć, to może być po prostu twój zawód. Nie potrafię określić, na jak długo. Nie wiem po prostu, jak długo można zachować w sobie ten poziom kreatywności i intensywności.
Drugi typ, także występujący bardzo często, to osoby, które w swoim życiu doświadczyły jakiegoś problemu i postanowiły się nim zająć. To je motywuje. Często takie osoby są bardzo przywiązane do zastosowanych rozwiązań i przez lata je rozwijają, niekiedy wręcz czynią z nich swój pomysł na życie. Na przykład zakładają organizacje, prowadzą działania edukacyjne dla innych osób, żeby propagować tę metodę, którą sami wypracowali, i czasem ta działalność jest wręcz spektakularna. To także bardzo ciekawa droga.
Trzeci typ to osoby, które ze względu na wiele różnorakich czynników zajmują się pewną innowacją, ale nie czują się z nią bardzo związane. Mają raczej potrzebę „wypuszczenia jej w świat” i cieszenia się z tego, że ona dalej żyje i się rozwija.
Trochę tak mamy w Towarzystwie Inicjatyw Twórczych „ę”. Jesteśmy takim inkubatorem i komuś pomagamy, a później jesteśmy bardzo szczęśliwi, kiedy te innowacje dalej żyją same. Lubimy wiedzieć, co się z nimi dzieje i nie ma dla nas większej radości niż ta wynikająca ze świadomości, że osoby, które postanowiły je wdrożyć, działają nad ich rozwojem. Jest wiele osób, dla których największą satysfakcją jest to, że ich rozwiązanie może przydać się innym i dalej się rozwija, choć już bez ich udziału.
Poruszyłaś tutaj ciekawy wątek związany z tymi trzema różnymi typami osób, które mogą być innowatorami. To bardzo inspirujące, że na bazie jakiejś innowacji może powstać własny biznes albo organizacja. To pokazuje, że ta innowacja może być pomysłem na dalsze życie i samorozwój, na ścieżkę zawodową.
Ale myślę też o tych osobach, które są "generatorami pomysłów", czyli o tych, które mają umiejętność łączenia różnych faktów, mają umiejętność znalezienia odpowiedzi na bardzo różne problemy, które nie przywiązują się do pojedynczych projektów, ponieważ – no właśnie – cały czas wymyślają te nowe. Czy uważasz, że na rynku jest miejsce na taki zawód jak "generator pomysłów"? A jeśli tak, to gdzie i jak on może funkcjonować? W firmach, w instytucjach? Załóżmy, że jest ktoś, kto jest wynajmowany właśnie po to, żeby wymyślić coś dla innych. To taka osoba, której mocną stroną jest nieograniczona niczym kreatywność. Czy ktoś taki mógłby z tego żyć, czy jest to raczej działanie o charakterze typowo społecznym i charytatywnym?
Znowu bardzo ważne pytanie. Oj byłabym sama chętna do wykonywania takiego zawodu! I poniekąd staram się na różne sposoby właśnie go wykonywać. Muszę się jednak mierzyć z codzienną rzeczywistością, polegającą na tym, że moja praca niestety nie jest wyłącznie wymyślaniem nowych rzeczy. Bardzo bym chciała, żeby na rynku było miejsce dla takich osób. Pofantazjumy – kto chciałby je zatrudnić?
Wydaje mi się, że pierwszym miejscem, które powinno zatrudniać osoby do wymyślania rozwiązań ważnych problemów społecznych, jest samorząd lokalny. (Przeczytaj również wywiad: Artyści – twórcy niewygodnych pytań) Wszelkie instytucje publiczne, które mają swoje cele do zrealizowania i często nie potrafią same wygenerować rozwiązań. Innym miejscem jest świat biznesu.
Uważam, że nasze pomysły i wiedza nie są doceniane. Jako organizacje pozarządowe jesteśmy postrzegani jako dostarczyciele pewnych działań i rozwiązań – i to jest w porządku, bo jest zgodne z zasadą pomocniczości, bardzo ważną w Konstytucji naszego kraju, tylko zarazem jesteśmy traktowani jako tacy dostarczyciele tanich usług. Panuje przekonanie, że zawsze zalepimy jakąś dziurę, że zgodzimy się na każde warunki,
Tylko raz w całej naszej działalności zdarzyło się, że ktoś z samorządu zgłosił się do nas wiedząc, że posiadamy konkretny know-how i możemy pomóc w rozwiązaniu problemu, z którym mierzył się na swoim terenie. To naprawdę rzadkość. Dlaczego tak się dzieje? Bo „know-how” wypracowany przez organizację i zwinność w myśleniu rzadko są doceniane. Co nie znaczy na przykład, że nie współpracujemy z samorządem.
A co musiałoby się zmienić? My również mamy takie obserwacje. W odniesieniu do twórców i artystów jest to również nagminne. Często działalność twórcza staje się działalnością charytatywną. Żeby twórca mógł działać twórczo, musi robić coś innego, co pozwoli mu się utrzymać. Musi potraktować swój talent i umiejętności jako hobby, a nie jako zawód. I to jest bardzo podobne do sytuacji osób wykonujących działalność społeczną. Jak to zmienić?
Bardzo bym chciała uniknąć wrażenia, że to są wypowiedzi roszczeniowe przedstawicielki trzeciego sektora. W ogóle nie o to mi chodzi, żeby ktoś przyszedł i rozwiązał nasze problemy. Chodzi mi o to, że można się wspólnie spotkać, wykorzystując swoje odmienne kompetencje, żeby zrobić coś na większą skalę.
Mam takie dwa przemyślenia. Pierwsze dotyczy naszego własnego środowiska: uważam, że my sami musimy zacząć cenić nie tylko swoją pracę, ale także swoją wiedzę.
Nauczyliśmy się, chociażby wypełniając setki wniosków, że oddajemy za darmo każdy nasz pomysł i całą naszą wiedzę, i że to w ogóle nic nie kosztuje. Tak działa system. Musimy bardzo dużo rzeczy wyprodukować, jeszcze więcej wymyśleć, a tylko w bardzo niewielkim procencie przypadków mamy szansę na zdobycie odpowiednich środków. Dajemy z siebie bardzo wiele, a nie zawsze sami to cenimy.
Mam też okazję (robię to głównie po to, żeby się uczyć) brania udziału w różnych komisjach dotacyjnych czy konkursowych. Dzięki temu miałam możliwość zapoznania się z wnioskami innych organizacji. I choćby patrząc na budżety widziałam jasno to, o czym już mówiłam – że my naprawdę nie cenimy swojej pracy i nie jesteśmy solidarni w podejściu do finansów. Nie mamy wypracowanych standardów płacowych, a doceniani są ci najtańsi. Jest dużo do zrobienia w naszym środowisku, zarówno w zakresie spraw bardzo banalnych, na poziomie budżetu, ale także na głębszych poziomach, jak choćby w przypadku wyobrażenia o naszym miejscu w całym społeczno-kulturalnym życiu Polski.
A druga myśl? Uważam, że trzeba zaryzykować, a także zaufać.
Muszę tu powiedzieć o programie FERS, w ramach którego realizujemy razem z PCG Polska nasz projekt „Generator Innowacji. Sieci wsparcia”. Jest to ewenement na skalę europejską. W jego ramach postanowiono zaryzykować i zaufano organizacjom, które mają doświadczenie we wspieraniu innych osób czy organizacji w obszarze społecznym. Zaproponowano im, by poprowadziły takie projekty, które później można brać i skalować. Jak to działa? My jesteśmy dobrzy w pomaganiu innym w wymyślaniu różnych rzeczy. Innowatorzy specjalizują się w wymyślaniu tych rzeczy. Ale my jesteśmy tylko organizacją pozarządową, nie mamy tak wielkich możliwości, żeby wdrażać nasze rozwiązania do systemu. W związku z tym zamysł całego przedsięwzięcia jest taki, że my tworzymy inkubator i obejmujemy swoim wsparciem innowatorów, którzy mają swoje szczególne zasoby, inne niż mamy my jako inkubator. Pomagamy rozwinąć projekt, wypromować go, ale jego realizację ostatecznie przejmuje inny podmiot, na przykład ministerstwo czy instytucje publiczne, które mają realną szansę wdrażać zaproponowane rozwiązania na szerszą skalę.
Podam przykład naszej innowacji, jaką są obiady terapeutyczne. Polega ona na tym, że osoby biorące udział w różnych formach terapii w ośrodkach, które kształcą zawodowo i wspierają osoby z niepełnosprawnościami intelektualnymi, przygotowują obiady dla osób starszych i potrzebujących. To był pomysł Alicji Barcikowskiej z Krasnegostawu. Przetestowała go u nas, my go zbadaliśmy i udzieliliśmy jej wszelkiego możliwego wsparcia. Zaprezentowaliśmy też szerzej cały projekt, czego skutkiem było ogłoszenie przez ministerstwo konkursu na skalowanie tego pomysłu. Był on skalowalny – czyli realizowany w 50 miejscach w Polsce. Mówię o tym, bo dla mnie w świecie idealnym można spotkać się ze swoimi odmiennymi kompetencjami, by wykorzystać je na rzecz społecznych wyzwań. I możemy naprawdę bardzo wiele razem zrobić, jeśli docenimy nawzajem swoje zasoby, swoje specyficzne, odmienne role. Jeśli po prostu będziemy współpracować.
Na koniec dopytam jeszcze – czy Alicja, która wymyśliła ten projekt, otrzymywała wynagrodzenie?
Tak. Korzystała z grantu, w którym koszty takiego wynagrodzenia były ujęte. Jej praca intelektualna została wynagrodzona. Przetestowanie przez nas jakiegoś pomysłu wymaga zakupienia różnych rzeczy, ale często potrzebna jest po prostu praca intelektualna różnych osób, ekspertów, metodyków, wszystkich, którzy są niezbędni do tego, żeby ta praca została wykonana. W tym modelu innowator bądź innowatorka, albo organizacja czy firma, w imieniu której działają, otrzymuje dotację na ten test. Oczywiście mamy w to wgląd, ale to pomysłodawca decyduje o tym, jak te środki przeznaczyć. To jest coś wyjątkowego w całym systemie inkubatorów w Polsce. Ten system polega na rozliczeniu projektu na podstawie osiągniętych rezultatów. Czyli otrzymujesz grant na przetestowanie pomysłu, ale my jako inkubator nie weryfikujemy twoich faktur i rachunków. Sprawdzamy tylko (i aż), czy te rezultaty, na które się umówiliśmy, zostały przez Ciebie osiągnięte.
Co więcej, niektóre innowacje mogą się nawet w ujęciu całościowym nie udać. Chodzi o to, żeby był jakiś pozytywny efekt, choćby w postaci jakiegoś intelektualnego namysłu czy przepracowania tej sytuacji.
Rozmawiała Maja Ruszkowska-Mazerant
Dowiedź się więcej o innowacjach społecznych na: sieciwsparcia.pl
Poznaj Towarzystwo Inicjatyw Twórczych "ę": e.org.pl
Zdjęcia: z archiwum Towarzystwo Inicjatyw Twórczych "ę"
ZAREJESTRUJ SIĘ
Zyskujesz bezpłatny dostęp do wszystkich treści PURPOSE – magazynu i portalu branżowego dla twórców sektora kreatywnego.
Wywiady z praktykami, artykuły poradnikowe, analizy, warsztaty. Dołącz do czytelników PURPOSE.
Zaloguj się
jeżeli już posiadasz konto.
Zobacz numery archiwalne

nr 86 Maj 2024
temat numeru:
KOMPETENCJE
< spis treści
Od Redakcji
Wstęp
BHP w sektorze kreatywnym
Weź BHP w swoje ręce! - tekst Maciej Mazerant, wydawca PURPOSE
Kariera
Kompetencje społeczne - Rozmowa z Martą Białek-Graczyk, ekspertką od innowacji społecznych