Wojciech Leder - malarz, adiunkt II stopnia w Pracowni Podstaw Kompozycji na Wydziale Tkaniny i Ubioru ASP w Łodzi. Jeden z najwybitniejszych malarzy swojego pokolenia. Autor licznych wystaw indywidualnych w kraju i zagranicą.

Jesteś już na rynku artystycznym od wielu lat. Można powiedzieć, że osiągnąłeś sukces, na pewno na skalę łódzką i ogólnopolską. Czy mógłbyś opowiedzieć, jak do tego doszło? Czy długo czekałeś na ten sukces i jak się z nim obecnie czujesz?

Oczywiście przez udawaną skromność zapytam, co to jest sukces? Są jego różne miary: obecność prac na ważnych wystawach, w ważnych kolekcjach i muzeach, czy w końcu ceny prac. Wolałbym, abyśmy mówili o sukcesie jako możliwości pracy artystycznej. To znaczy, że ja mam taką realną, fizyczną możliwość pracy, że mam potrzebę kontaktu z publicznością, a ona jest ciekawa tego, co chcę pokazać. Jeśli tak jest, to znaczy, że spełnia się moje pojęcie sztuki jako pola, przestrzeni wolności, w której muszę odnaleźć lub ustanowić wartości wcześniej nieistniejące. Innymi słowy działalność artystyczna to szukanie sensu dla własnej aktywności i bardziej lub mniej udane próby dzielenia się jej „owocami” z innymi.


Czy mógłbyś powiedzieć, na ile w sukcesie malarza liczy się artystyczna indywidualność, oryginalność, ile jest w nim strategii komercyjnej, a ile odpowiednich koneksji i umiejętności poruszania się w środowisku?

Zawsze miałem święte przekonanie, że najpierw liczy się talent, wrażliwość i determinacja. Pomalutku odkrywa się przede mną ten świat innych „możliwości”: strategii, kontaktów, marki i w końcu potężnej machiny rynku sztuki, który jest globalną machiną. W moim dorobku są prawie same wystawy indywidualne, na których zazwyczaj pokazuję nowe prace, bo nie interesuje mnie, a nawet nudzi, obwożenie tej samej kolekcji po wielu galeriach. Tak jest także dlatego, że rzadko moje prace pasują do kuratorskich wizji.

Jesteś obecnie w Nowym Jorku, gdzie otworzyłeś indywidualną wystawę w Chelsea Art District. Jak z punktu widzenia światowej stolicy wygląda sukces w Polsce? Co może na ten temat powiedzieć artysta doskonale znany w Polsce, pragnący zaistnieć poza jej granicami?

W MoMA zobaczyłem obraz Wilhelma Sasnala, jedyny polski ślad w tym muzeum. Bardzo mnie to ucieszyło, bo zawsze ceniłem tego malarza, obydwaj jesteśmy laureatami Grand Prix Bielskiej Jesieni. Czy to znaczy, że jego sukces sprzed kilku lat tak wprost przełożył się na obecność w najważniejszej galerii świata? Z kolei w Gallery Lelong fantastyczną pracę pokazuje Krzysztof Wodiczko — w Polsce nieobecny od 30 lat... Widziałem też świetną pracę z 2000 roku Piotra Uklańskiego. Każdy z tych artystów jest inny, używa innych środków ekspresji..., ale każdy z nich znalazł się w tym innym wymiarze.

Jaka jest różnica między rynkiem polskim a globalnym? Czy są one w jakikolwiek sposób ze sobą powiązane? Czy jest możliwe przełożenie sukcesu w Polsce na sukces europejski, a potem globalny?

Tego nie wiem, ale wydaje mi się, że tym sukcesem nie rządzi forma, doktryna czy jakakolwiek tendencja. Oprócz tego , że coś musi być doskonałe w formie, wynikać z ducha, to jeszcze musi być wyjątkową osobliwością i chyba ta ostatnia jakość uwodzi głównych graczy na rynku sztuki.



Co mógłbyś poradzić z perspektywy czasu swoim młodym kolegom artystom rozpoczynającym karierę? Jako wieloletni pedagog masz na pewno wiele spostrzeżeń dotyczących wejścia młodych ludzi na rynek sztuki. Czy myślisz, że jest jakakolwiek skuteczna strategia zapewniająca taki sukces?

Powtarzam: talent, wrażliwość i determinacja. Wszystko ponad to jest zupełnie poza naszym zasięgiem i możliwością jakiegokolwiek wpływania na to. Trzeba robić swoje — to, co jest do zrobienia. Wszystko to, co działa ponad nami i tak potrzebuje talentu i czystych intencji. Ci najwięksi, najsłynniejsi artyści wcale nie są sto lub trzysta razy lepsi od innych. Ci najwięksi, ze względu na pewne swoje predyspozycje wystawali troszeczkę ponad innych. Potem okoliczności, historia, wpływowe instytucje porwały ich w inny obieg. Jak w nim jest, jeszcze nie wiem. A strategia? Strategia jest pułapką — trzeba zaglądać w siebie i tam szukać rozwiązań.

Zdjęcia pochodzą z wystawy artysty w Bon a Tirer Gallery w Chelsea Art District, w NYC, na przełomie września i października tego roku.

Zapraszamy na oficjalną stronę artysty: http://www.wojciechleder.mimo.pl