Galeria Atlas Sztuki w Łodzi powstała z pasji ludzi przedsiębiorczych, którzy potrzebę obcowania ze sztuką i kulturą zrealizowali, uruchamiając najprężniej działającą prywatną galerię w mieście. Jak do tego doszło, jakie plany ma Galeria Atlas, z kim chce współpracować w przyszłości - odpowiada prezes Atlasa Sztuki Jacek Michalak.

Skąd pomysł na Atlas Sztuki?

Twórcą i pomysłodawcą galerii Atlas Sztuki jest Andrzej Walczak — współwłaściciel Grupy Atlas. Z wykształcenia architekt, od lat mieszkający w Łodzi. Człowiek ciekawy świata i wrażliwy na piękno. Sam od wielu lat fotografuje. Spółka Atlas Sztuki działa od początku 2003 roku. Po kilku miesiącach remontu budynku, w którym mieści się galeria zainaugurowaliśmy działalność wystawienniczą w dniu 10 października 2003 roku wystawą prac Romana Opałki. W chwili obecnej widzowie mogą zobaczyć naszą czternastą wystawę. Atlas Sztuki to przykład mądrze rozumianego mecenatu sztuki. Nie liczy się tylko biznes, ale jest także wiele innych ważnych rzeczy. W Atlasie Sztuki staramy się koncentrować przede wszystkim na pozytywach i je eksponować.

Co Pan sądzi o kulturze łódzkiej? A o innych placówkach kulturalnych, takich jak np. muzea? Wiadomo nie od dziś, że cały czas narzekają na brak pieniędzy.

Kultura jest tym, co pozwala nam przetrwać jako społeczeństwu. Bez tożsamości, bez dbania o to dziedzictwo, znikniemy z powierzchni. Atlas Sztuki to niewielkie przedsięwzięcie. Jest stosunkowo niewielką spółką — pracuje w niej pięć osób. Dla każdej z tych osób jest to druga praca. Wszyscy na pełnych etatach pracujemy w innych podmiotach gospodarczych. Pieniądze to drażliwy temat, a dżentelmeni o nich nie rozmawiają. Ze swoich doświadczeń wiem, że pieniądze w powodzeniu dowolnego projektu są ważne, ale nie najważniejsze. Najważniejsi są ludzie, ich identyfikacja z tym, co robią, stosunki międzyludzkie oraz prawidłowe rozumienie roli pozytywnego klimatu dla powodzenia przedsięwzięcia.

Jednak coraz więcej młodych ludzi chce robić ciekawe rzeczy związane z kulturą i przestają się oni przejmować tym, że muzea kompletnie niczym nie są zainteresowane oraz że domy kultury nie pomagają tak, jak powinny. Coraz częściej widać tę małą przedsiębiorczość w kulturze. Proszę jednak jeszcze powiedzieć, dlaczego Atlas Sztuki jest spółką? Dlaczego nie fundacją?

Zdecydował o tym pomysłodawca przedsięwzięcia. Atlas Sztuki to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością — podmiot, który podlega regulacjom wynikającym z kodeksu handlowego. Otwartość działania, przejrzysty system, a taki daje forma działania jako spółki prawa handlowego, to często komfort.


Wystawa Tadeusza Piechury

Jak więc jest finansowany Atlas Sztuki?

Kapitał własny i działalność gospodarcza. Spółka prowadzi własną działalność gospodarczą polegającą między innymi na sprzedaży własnych wydawnictw, w tym katalogów. Wszystkich 13 dotychczasowych wystaw wyprodukowaliśmy sami i niektóre z nich, jak np. „Mistrzowie i Pozytywy” Zbigniewa Libery, stały się naszą własnością. Wystawę tę potem pokazaliśmy w kraju: w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, w BWA we Wrocławiu, Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, Galerii a.r.t. w Płocku, ale również w Paryżu, Marsylii, Wiedniu, Sofii, Luksemburgu. Wystawa prac Wojciecha Ledera była pokazywana w Niemczech. Wystawa prac Davida Lyncha w Paryżu. Współprodukowaliśmy przedstawienie „Testosteron” w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Jesteśmy współproducentem filmu „Mistrz” Piotra Trzaskalskiego, który właśnie wszedł do kin, a premierę miał na Festiwalu w Gdyni. Sprzedajemy też inne wydawnictwa. Jednak głównym źródłem finansowania nadal jest kapitał założycielski spółki.

Nie jesteśmy galerią komercyjną, ale udało nam się sprzedać parę prac. Andrzej Walczak tworząc to miejsce, tworzył je z myślą o dłuższej perspektywie czasowej. Realizując nakreślony przez właściciela program, spokojnie mogę myśleć o roku 2007.


Pokaz mody Olgi Nieścier

A jeżeli ktoś, kto Was odwiedza, jest zainteresowany kupnem konkretnego obrazu?

W przypadku wystawy Libery, która zgodnie z umową stała się naszą własnością, pewne prace znalazły nabywców. Ale inicjatywa zawsze wychodziła z tej drugiej strony. Tak więc jest jakiś fragment działalności komercyjnej, ale bardzo niewielki, bo tak naprawdę charakter tego miejsca jest niekomercyjny.

W jaki sposób poszukują Państwo artystów do galerii?

Bardzo różnie. Andrzej Walczak tworząc to miejsce, miał jasno sprecyzowane wybory, np. „Oktogon” Romana Opałki był właśnie jego wyborem. Podobnie było w odniesieniu do Davida Lyncha i Wojtka Ledera. Natomiast Krzysztof Skarbek z Laurą Pawelą byli wyborem współpracującego z nami Krzysztofa Cichonia. Niektórzy artyści „wychodzili” sobie wystawy, czasem zdecydował przypadek. Nasza linia programowa to pokazywać bardzo różną sztukę. Piękno życia kryje się w jego różnorodności, w związku z tym sztuka — tak jak każdy inny obszar działalności człowieka — ma bardzo różne oblicza. Stąd celowo po ascetycznym Romanie Opałce pojawił się ludyczny David Lynch, po nim — kontrowersyjny Zbigniew Libera, następnie wyciszony Wojciech Leder. Następna wystawa też będzie zupełnie inna, będzie to wystawa Christiana Tomaszewskiego, instalacja nawiązująca do Blue Velvet Davida Lyncha. Wystawę otwieramy w przededniu rozpoczęcia Festiwalu Camerimage. Potem, 13 stycznia, zupełnie coś innego — „Albumy” Kabakova. Program na sezon 2005/2006 jest zamknięty, a na 2006/2007są zaplanowane trzy wystawy.


Wystawa Piotra Naliwajko

Do tej pory kierowaliście się Państwo własnym wyborem. A czy jest możliwość zaproponowania Państwu swojej twórczości?

Tak, oczywiście, można nas przekonywać do siebie. Wśród osób, które były u nas prezentowane są takie, które przyszły z wystawą i dostały możliwość jej pokazania. Tak stało się w przypadku wystawy Cezarego Tkaczyka. Przychodzących jest bardzo dużo. Jest to też duży problem, ponieważ z każdym staramy się spotkać, porozmawiać. A poziom tych propozycji jest bardzo różny. Nie chcę, aby ktokolwiek źle się poczuł, wiadomo — za tym kryją się określone emocje.

Kto jest bardziej zdyscyplinowany: artysta znany, czy początkujący?

O zdyscyplinowaniu to w ogóle nie można mówić w tym środowisku. Z dojrzałymi artystami pracuje się łatwiej niż z młodymi. Później, kiedy się robi bilans plusów i minusów przedsięwzięcia, to przy znanym artyście tych plusów jest więcej. Czasami niełatwo się z nimi pracuje, jednak potem ten finalny produkt jest marketingowo lepszy — myślę o promocji marki Atlasa Sztuki i jego rozpoznawalności. O znanych artystach chętniej napiszą gazety. Później, porównanie wysiłku włożonego w przedsięwzięcie i jego efekt w wypadku artystów bardziej dojrzałych wypada lepiej.


Wystawa Jadwigi Sawickiej

Czyli zależy Państwu na rozgłosie?

Tak, oczywiście, że nam zależy. Jeśli ktoś mówi, że mu nie zależy, to ja w to nie wierzę. Współzawodnictwo jest naturalnym procesem i dotyczy wszystkich dziedzin życia. Naszym celem jest być numerem jeden w tym kraju. Być może nie za naszego życia. Jeżeli startuje się w różnych dziedzinach, to po to, aby osiągnąć wyżyny. Chcemy być istotnym, ważnym miejscem. Mamy świadomość, że wiele rzeczy nam się udało, że wiele osób nas odwiedza. Jesteśmy zdeterminowani na sukces.

A dlaczego w Łodzi?

Andrzej Walczak mieszka w Łodzi, firma Atlas jest w Łodzi, dlatego Atlas Sztuki powstał w Łodzi i uważam, że tutaj pozostanie. Wartością dodatkową tego miejsca jest Łódź, ta lokalizacja [ul. Piotrkowska — przyp. red.], to podwórko, ten budynek. Takiego budynku nigdzie indziej nie ma [stara hala targowa pośrodku podwórka, między dwiema kamienicami — przyp. red.].

Właśnie, dlaczego ten budynek i jak Państwo na niego trafili?

Ten budynek to również wybór właściciela, on od lat o nim myślał. Ten budynek był przez 15 lat w ogóle nieużywany, opuszczony. On jest prywatną własnością, którą my tylko wynajmujemy.

W jakim stopniu Atlas Sztuki przekłada się na promocję Grupy Atlas?

Myślę, że w znacznym.

Czy dlatego nazwa Atlas Sztuki?

Też. Oczywiście Atlas Sztuki promuje swoją markę, ale przekłada się to także na Grupę Atlas. Jest to również dobra promocja Grupy Atlas.

Czyli to była również jedna z przyczyn, dla której AS powstał?

Nie, to byłoby bardzo nie fair. Choć może to być tak odbierane.

Ale często jest przecież tak, że firmy otwierają swoje galerie z premedytacją. Po to, aby promować własną markę.

Powiedzmy to wyraźnie — geneza AS jest inna, ponieważ to miejsce powstało z osobistej potrzeby Andrzeja Walczaka, a ponieważ układ jest, jaki jest, więc siłą rzeczy ta asocjacja się pojawia. I oczywiście wpływa to na zmianę wizerunku Atlasa. Ale ta firma ma własną strategię reklamową.

Czy mają Państwo namacalne efekty tego, że AS promuje Grupę Atlas?

Oczywiście. Często się zdarza, że nagłówki w gazetach brzmią „Tłumy w Atlasie”. W „Polityce” można było przeczytać o tym, jak różne grupy promują się i czy jest to dobry, czy zły sposób. Akurat nas zaliczono do tej dobrej promocji. Tak więc zdecydowanie się to przekłada. Na nasze wernisaże przychodzą tłumy — na otwarciu wystawy Piotra Naliwajko „Tylko wielkie obrazy” było około 750 osób.

Chyba każda galeria o tym marzy, aby na wernisaże „waliły tłumy”?

Myślę, że tak. U nas tak się dzieje.

Jak długo trwają wystawy?

Różnie. Zwykle 4–5 tygodni. Ta będzie dłuższa [„ARGUMENTA by G. J. Blum-Kwiatkowski” — przyp. red.], ponieważ liczba listów, zapytań, które dostajemy z różnych miejsc i środowisk spowodowała, że zdecydowaliśmy się ją przedłużyć. Liczba zaplanowanych wystaw w roku 2005/2006 pozostaje jednak bez zmian.

A czy współpracują Państwo z łódzką Akademią Sztuk Pięknych?

Oficjalnej współpracy pomiędzy nami nie ma. Dbamy o dobre kontakty z całym środowiskiem akademickim.

Na koniec jeszcze jedno pytanie. Z czego są Państwo dumni najbardziej?

Długa droga przed nami, mamy świadomość tego, że jesteśmy na jej początku. Mamy już swoje osiągnięcia, jedne większe, drugie mniejsze. Myślę, że na ten moment najważniejsze jest to, że to miejsce zaistniało, ma swoją publiczność, wiernych odbiorców. To jest nasze największe osiągnięcie. Pozytywna energia wokół nas i to, że wszystko się kręci i nie jest źle.

Dziękuję za rozmowę.