Najlepszą Zdobyczą 2011 roku Łowców Dizajnu została Grupa xm3 ze swoim projektem Zmianatematu. Stworzyli oni niezwykłą przestrzeń dla klubokawiarni Zmianatematu w Łodzi. Ich praca wielokrotnie porównywana była do wnętrza bostońskiej restauracji BanQ, zaś sami twórcy nie kryją swoich inspiracji.

Z czego czerpali Panowie inspiracje do projektu klubokawiarni  Zmiana tematu?
Mateusz Wójcicki: Odpowiedź wydaje się oczywista. Często zarzuca się nam skopiowanie czy też splagiatowanie projektu restauracji BanQ w Bostonie. Nawiązania do tej oraz kilku innych realizacji są oczywiste i nigdy się z tym nie kryliśmy. Uwzględniliśmy to w opisie autorskim, który był często publikowany.
Jako główną inspirację można jednak podać cały nurt architektury i form generowanych za pomocą algorytmów komputerowych. W nim zawierają się często eksploatowane motywy dzielenia skomplikowanych płaszczyzn na przekroje lub panele. Żeby przybliżyć trochę bardziej nurt tego rodzaju wystroju, mogę przytoczyć realizacje takie, jak: Ordino Complex  (Arteks Arquitectura & Esther Pascal architect), St Kilda Road (Rothe Lowman Architects), Hilton Pattaya hotel (Department of Architecture), Total Fluidity (Studio Zaha Hadid), Tree Restaurant (Koichi Takada Architects).

Maciej Kurkowski:
Myślę, że warto również wspomnieć o naszych związkach z Łodzią, z których pośrednio wynika projekt klubokawiarni Zmianatematu. Jako grupa xm3 (w składzie: Maciej Kurkowski, Julian Nieciecki, Maciej Olczak, Mateusz Wójcicki) mieliśmy okazję wystartować w dwóch ważnych konkursach dotyczących centrum Łodzi oraz samej ulicy Piotrkowskiej: „Wielkomiejska Piotrkowska” (II nagroda) oraz „Piotrkowska Obiecana” (II nagroda ex aequo z architektami z Łodzi (w składzie: Agnieszka i Katarzyna Orszulak, Małgorzata Saciuk, Paweł Wojdylak, sąd konkursowy nie przyznał pierwszej nagrody). Naszym zdaniem główna ulica miasta potrzebuje odnowienia w dawnej formie, odtworzenia tradycyjnych wielkomiejskich funkcji. Lokale oraz współczesne życie na Piotrkowskiej to już zupełnie inna historia. Zwróciliśmy uwagę, że wzdłuż Pietryny ciągną się niezliczone witryny oraz podwórka dostępne z bram kamienic. Stwierdziliśmy, że wnętrza byłyby swojego rodzaju popisem dla projektantów ilustrującym indywidualny miejski „ekosystem”, który transformuje się w zależności od momentu, potrzeb i charakteru odwiedzających.  Dzięki temu, że zostaliśmy dostrzeżeni przez inwestorów mieliśmy okazję urzeczywistnić jeden z takich „ekosystemów”, który roboczo nazwaliśmy „hubą”.

Julian Nieciecki: Myśl, jaka narodziła się z tym projektem, to mianownik charakteru miasta–fabryki z ograniczonymi środkami inwestora. Rezultatem takiej kombinacji jest instalacja–mebel, która ma się posługiwać prostym i industrialnym językiem. Chcąc osiągnąć zamierzony efekt, musieliśmy dotknąć tematu Łodzi fabrycznej, czyli odartej z detalu, będącej tłem dla tego, co obce, czyli nowe, ale zarazem współgrające. 

Jaki cel postawili sobie Panowie przy tworzeniu projektu, jaka była jego idea?
MK: Rozwiązanie wnętrza opiera się na koegzystencji starego z nowym. We współczesnym projektowaniu obiektów w otoczeniu miejsc silnie nacechowanych historycznie taka relacja jest nie do uniknięcia. Postanowiliśmy ją nawet wzmocnić, a jednocześnie pragnęliśmy, aby projekt miał bardzo homogeniczny charakter. Upraszczając, można więc powiedzieć, że składa się tylko z dwóch elementów: z oczyszczonego pudełka – zastanego wnętrza kamienicy, i ze spływającej z sufitu struktury – wykonanej ze sklejki świerkowej ciętej frezarką CNC.

MW:
Cel był prosty – osiągnąć jak najbardziej spektakularny efekt jak najniższym kosztem. Innym czynnikiem było to, że jest to nasza pierwsza realizacja. Długo zastanawialiśmy się, jak podejść do tematu, i wybraliśmy sprawdzoną ścieżkę.

JN:
Dodam, że wyjściową myślą było również wykorzystanie charakteru lokalu, który jest podłużny, i żeby móc to podkreślić, chcieliśmy stworzyć instalację wydobywającą cechę tego miejsca. Pomysłów było mnóstwo – począwszy od tkanin, nici, poprzez pleksi, aż po drewno, które okazało się najlepszym materiałem. O wyborze decydowała wytrzymałość, prosty montaż i możliwości na etapie produkcji.


 

Jak wyglądał proces twórczy? Jak po kolei powstaje taki projekt?

MW: Proces twórczy był skomplikowany. Na początku powstała pierwsza koncepcja, która została przedstawiona inwestorom. Pomysł spodobał się i od razu przystąpiliśmy do oczyszczania wnętrza z poprzedniego wystroju. Musieliśmy odkryć, co kryje przed nami zastane wnętrze. Jest to stary budynek i przed dokończeniem projektu musieliśmy wiedzieć o nim wszystko. Proces zawierający wszystkie przeszkody, niuanse i walkę z nami samymi jako młodymi projektantami był tak skomplikowany, że teraz ciężko go odtworzyć krok po kroku.

JN:
Tak, to prawda, nie było nam łatwo podejmować decyzji bez wiedzy, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Po wielu inwentaryzacjach i odkryciach wiedzieliśmy jednak wystarczająco dużo, żeby móc swobodnie działać. Uważam, że ciekawe okazało się projektowanie stolika, który miał być próbą stworzenia czegoś na wzór prototypu. Dzięki niemu mogliśmy sprawdzić, czy algorytmy, którymi się posługujemy, zdają egzamin, co okazało się dość ekscytującym doświadczeniem w trakcie tworzenia pierwszych modeli.
Tak naprawdę cała instalacja, która znajduje się w lokalu, miała mieć charakter identyczny z projektowanym przez nas stolikiem. Ze względu jednak na cięcia w budżecie inwestora musieliśmy zrezygnować z poprzecznych żyletek, które miały wzmocnić zamierzony efekt.

MK:
Myślę, że cały proces twórczy jest zbyt trudny do odtworzenia, ale na pewno ważnym elementem było również stworzenie dokładnej makiety w fazie koncepcji. Pozwoliło nam to zobaczyć projekt poza środowiskiem komputera czy wizualizacją i dzięki temu mogliśmy dostrzec parę istotnych szczegółów, które wymagały zmian.

Jak długo po powstaniu koncepcji trwała sama realizacja?

MW: Realizacja trwała równolegle z projektem koncepcyjno-budowlanym. Wiele z rzeczy wyjaśniało się na bieżąco i decyzje podejmowaliśmy na gorąco. Całość zajęła nam chyba z 6 miesięcy.

MK:
Dodam, że również inwestorzy mocno zaangażowali się w realizację Zmianytematu. Aby osiągnąć właściwy efekt, sami nadzorowali prace, a nawet własnoręcznie montowali te tzw. żyletki.

Czy w trakcie realizacji dochodziło do jakichś modyfikacji w projekcie?

MK: Jednym z elementów, który ciągłe ulegał modyfikacjom, jest zakończenie baru. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że będzie stanowił również element „huby”, która przelewa się wzdłuż ściany, przemieniając swój przekrój w ławkę.  Zz jednej strony przenika się ze ścianą, a z drugiej został zaślepiony betonowym elementem pełniącym inną funkcję – baru do szybkiej obsługi, w którym wydawane są tylko alkohole wysokoprocentowe.

JN:
Wiele modyfikacji podczas realizacji miało miejsce w związku z podłogą w lokalu. Problemem okazała się grubość stropu, która zmieniała się nieregularnie, co wymuszało zastosowanie najlżejszej i najwytrzymalszej techniki. Ostatecznie padło na epoksyd, który stosuje się w halach przemysłowych – jest to lekka i bardzo wytrzymała posadzka.

MW: Główną rzeczą zmieniającą się podczas procesu projektowego, był kształt żyletek, które budują cały nastrój wnętrza. Finalnie kształt został opracowany na krótko przed ostatnią fazą, czyli wycięciem i montażem. Można powiedzieć, że „huba” żyła do ostatniej chwili, żeby zastygnąć w bezruchu.


 

Co było najtrudniejsze w całej pracy?

MW: Wszystko – nikt z nas nie kryje, że był to ciężki i stresujący proces. Mamy wrażenie, że porwaliśmy się na coś niemożliwego. Pierwsza realizacja i od razu wysoka poprzeczka do przeskoczenia. Muszę jednak przyznać, że najcięższe czasem wydaje się to, co dzieje się po skończeniu całego przedsięwzięcia.
Zdajemy sobie sprawę, że wnętrze wyszło bardzo dobrze i wszyscy, którzy brali udział w tym procesie są z niego dumni. Mimo jednak międzynarodowego ciepłego przyjęcia w prasie, książkach i portalach internetowych, najwięcej negatywnych komentarzy i krytyki pochodzi właśnie z Polski. Można zacytować jeden z moich ulubionych dowcipów rysunkowych: „Wiesz, jak to jest. Zawsze, kiedy wydaje Ci się, że wszystko zaczyna się jakoś układać, to chwilę później czujesz na plecach ciężką rękę i przyspieszony oddech Polski”. Nie zapominajmy, że w momencie tworzenia projektu najmłodszy z nas miał 22 lata, a najstarszy 26, poza tym wszyscy jesteśmy jeszcze studentami na etapie dyplomu inżynierskiego lub magisterskiego.  

MK:
Największy problem napotkaliśmy przy dostosowaniu wygenerowanych profili żyletek do zastanego miejsca. Powstawały one w dość hermetycznym i wyidealizowanym środowisku komputera. Niestety rzeczywistość jest dużo mniej regularna i uporządkowana. Potrzebowaliśmy precyzyjnej inwentaryzacji każdej z faz projektu, aby można było elastycznie dostosować parametry – grubość, długość i odstępy między żyletkami.

Jakie znaczenie ma dla Panów status Najlepszej Zdobyczy 2011 roku przyznanej przez Łowców Dizajnu?

JN:
To miła sytuacja, kiedy projekt zostaje doceniony długo po jego zakończeniu, co oznacza, że w dalszym ciągu jest projektem zauważalnym.

MK:
Był to nasz pierwszy tak odważny i przez to wyjątkowy projekt, który miał być zrealizowany bez współpracy z jakimkolwiek biurem architektonicznym. Takie wyróżnienie pokazuje, że choć Zmianatematu. kosztowała nas niemało zdrowia oraz mnóstwo godzin spędzonych przed komputerem, również w nocy, to warto było podjąć takie ryzyko.

MW:
Przede wszystkim symboliczne. To bardzo szybko rozwijający się portal, który ma szansę wnieść trochę ruchu i energii we wciąż raczkującą sferę designu w Polsce. Dla mnie największe znaczenie miało samo umieszczenie naszej realizacji w konkursie. To, co się działo po tym, świadczyło o zainteresowaniu czytelników Łowców Dizajnu i internautów. Ale to, że arbitralnie zostaliśmy umieszczeni wśród projektów, które śledziłem i które zwracały moją uwagę niezależnie od tego kontekstu, to naprawdę miłe wyróżnienie.

Na zakończenie?
MK: Każdy taki sukces buduje i sprawia, że każdy z nas stara się podwyższać sobie poprzeczkę. Mam nadzieję, że status Najlepszej Zdobyczy 2011 roku pomoże Zmianietematu w przetrwaniu ciężkich chwil, ponieważ jest ona obecnie zamknięta na czas nieokreślony z przyczyn niezależnych od projektu. Mam nadzieję, że za paręnaście lat będę mógł przyjść z rodziną na pyszną kawę i opowiadać sentymentalna historię narodzin tego miejsca. Każdy z nas jakiś czas temu obrał własną ścieżkę i chciałbym, żeby nasze projekty nieustannie zmieniały temat w niejednym mieście [uśmiech].

MW:
Mimo wielu przeciwieństw losu staramy się iść dalej. Takie sukcesy są bardzo ważne, bo pozwalają znajdować siłę na radzenie sobie z przeciwnościami losu, które leżą na drodze każdego zawodu, wymagającego wrażliwości. Bardzo mnie cieszy, że po rozwiązaniu eksperymentalnego składu xm3 każdemu z nas udaje się osiągać dalsze sukcesy w innych składach. To daje jeszcze więcej nadziei na przyszłość. Jesteśmy młodzi i ciężko nam porównywać się do dużych biur, ale mam wrażenie, że jeszcze nie raz będziemy potrafili zaskoczyć i pokazać się na polskiej i zagranicznej scenie – śledźcie nas [śmiech].

JN:
Dodam, że lubię frytki z ketchupem [śmiech].

Z członkami Grupy xm3 rozmawiała Ola Krakowiak


Na zdjęciu po kolei: Julian Nieciecki, Mateusz Wójcicki, Maciek Kurkowski