W czasie tworzenia nowego numeru "Purpose", poświęconego plakatowi, projektowaniu, zaczęłam się zastanawiać nad podejściem do reklamy samych agencji reklamowych. Chcąc je poznać, postanowiłam skontaktować się z "najważniejszymi" osobami w agencjach, czyli dyrektorami kreatywnymi. Uważałam, że skoro tworzymy numer o takiej tematyce uda mi się szybko nawiązać kontakt z kreatywnymi osobami, które na pewno "podzielą się sukcesem".

Zaczęłam od dużych firm, korporacji. W pierwszej nie udało się. Mogłam to zrozumieć — w końcu to wakacje i każdy ma prawo do urlopu, nawet pracownicy wielkich firm, nawet w Warszawie. W drugiej firmie przegrałam z przetargiem. Pan był bardzo miły, ale czas miał dopiero po nim, chociaż nie — jeszcze później, bo zaraz po wyczerpującej pracy nad przetargiem jechał na urlop. Czyli tu także urlop — a słyszałam, że w stolicy podobno nikt nie ma na niego czasu.

Postanowiłam się nie poddawać. Spróbowałam jeszcze raz — w końcu, jak to mówią, do trzech razy sztuka. Trzeci pan również był bardzo miły i zgodził się na wywiad, co zaczęło zakrawać na spisek, biorąc pod uwagę efekt. Duża firma, dużo pracy. Po kolejnych telefonach z dnia na dzień mój zachwyt miłym przyjęciem malał, ponieważ mój Trzeci wyjechał. Nie na urlop — na kreatywny dzień na wsi z zespołem. Natomiast w sobotę i niedzielę przez Polskę środkową przeszła nawałnica (wiem, bo mieszkam w centrum), więc Pan wycofał się, ponieważ musiał ratować dom.

Po przeanalizowaniu problemu stwierdziłam, że skoro nie udało się z dużymi firmami to znaczy, że nie tędy droga i skontaktowałam się z młodym, dynamicznym, kreatywnym zespołem z Gdańska. To już nie Warszawa, pomyślałam więc, że może są już po urlopie albo może urlopu nie potrzebują, mieszkając nad morzem. Nie pomyliłam się. Dziewczyna, z którą się skontaktowałam była po urlopie (uff) i co ważniejsze była bardzo chętna do udzielenia kilku odpowiedzi. Zaskoczyła mnie tym, że nie chciała odpowiadać sama, proponując wywiad z całym zespołem — to bardzo miłe. Uznałam, że faktycznie lepiej promować cały zespół, co może być reklamą dla młodego studia. Jednak niestety — to już rzeczywiście zaczęło wyglądać na spisek — w ostatniej chwili przedstawicielka firmy zrezygnowała. Najwidoczniej cały zespół nie mógł zebrać się w jednym miejscu i zastanowić nad tym, czym może się pochwalić.

I oto powód (a raczej trzy), dla którego w tym numerze naszego magazynu nie zostanie przedstawiona ani żadna duża firma, ani kreatywne studio reklamowe. Polecam w nim za to zapoznanie się z sylwetkami projektantów grafików — freelancera Jerzego Skakuna, laureata konkursu organizowanego przez AMS, oraz drugiego młodego twórcy — Jakuba Stępnia. Po raz kolejny Łódź okazała się niezawodna, tym bardziej, że Jakuba ściągnęliśmy z urlopu. Natomiast wszystkich zainteresowanych projektowaniem plakatów reklamowych zapraszam do działu „Warsztaty”, w którym swoimi uwagami oraz poradami dzieli się z nami prof. Janusz Górski, pomagając zrozumieć zasady, jakimi rządzi się reklama wizualna.