Czy nasze życie to ciągły casting? Kim jesteśmy w tym życiu? O swoim nowym projekcie opowiada młody artysta multimedialny Łukasz Gronowski.

Jesteś artystą multimedialnym?

Pewnie tak, ale kto dzisiaj nie jest.  Powoli kończy się era malarzy, rzeźbiarzy czy po prostu osób sprofilowanych na jedno, analogowe medium. Dzisiaj wszyscy robią wszystko, a nader chętnie korzystają ze zdobyczy techniki. Większość artystów współczesnych używa technik cyfrowych w mniejszym czy większym stopniu.

Co to znaczy?

Ukończyłem kierunek multimediów na poznańskiej ASP, ze specjalizacją fotograficzną. Ale to tylko papierki. W praktyce artysta multimedialny to ten, który posługuje się mediami elektronicznymi, tak zwanymi nowymi mediami, łączą ze sobą różne technika także te analogowe. Nie wiem, czy nadal fotografia zalicza się do nowych mediów, jeszcze kilka lat temu tak było. Z pewnością wideo, działania w sieci, czy wszelakie mniej lub bardziej interaktywne instalacje należą do multimediów.

Sam tworzysz, ale jednocześnie promujesz innych, dlaczego?

Pewnie dlatego, że sztuka jest pewnym dialogiem, nie tylko artysty z odbiorcą, także artysty z innymi artystami. Kiedy z kilkoma przyjaciółmi zakładaliśmy kolektyw Ikoon chcieliśmy mieć więcej możliwości pokazywania własnych prac, ale także konfrontować młode środowiska artystyczne. Nie ma w tym jakiejś szczególnej misji, to chyba chęć uczestniczenia w najbardziej aktualnym obiegu sztuki, takim obiegu trochę pozagaleryjnym.

Wróćmy do Ciebie, aktualnie pracujesz nad projektem w Zachęcie, powiedz jak doszło do Twojej współpracy z Galerią i jak ona wygląda.

Dotarła do mnie kuratorka z Zachęty, Joanna Sokołowska, która była zainteresowana w jakimś stopniu tym co robię. Przez pewien czas próbowaliśmy razem zrealizować pewien projekt, ale to się nie udało. Dostałem propozycje złożenia kolejnego projektu i ten został on zaakceptowany przez dyrekcję Zachęty. Joanna Sokołowska jest młodą kuratorką i stara się promować młodych artystów, szuka ich prowadzi jakiś tam „research“ i dociera do tych, którzy ją interesują.  Prawdopodobnie wielkie galerie nas przerażają, bo wydają się niedostępne dla młodych ludzi, ale chyba nie do końca tak jest. Współpraca była bardzo fajna. Niestety mam tendencje do pchania się w projekty wysokiego ryzyka, to znaczy, albo wyjdzie fanie, albo fatalnie. Tym razem chyba się udało, min.: dzięki ciężkiej pracy kuratorki.

Opowiedz o "Castingu".

Wydaje mi się, że o tym projekcie mógłbym opowiedzieć kilka równorzędnych historii. Jego odsłona wernisażowa będzie miała miejsce 12 czerwca w Małym Salonie Zachęty. Jednak cała  sytuacja składa się na kilka etapów, od dystrybucji informacji o „castingu do filmu artystycznego”, po sam casting, podczas którego prosiłem ludzi o wykonywanie przed kamerą zadań, aż po wystawę, która składa się z filmu wideo nakręconego na castingu, oraz napisów z zadaniami. Trudno mi trochę w tym momencie opisywać każdy z etapów, ponieważ jestem tuż przed wernisażem i nie ukrywam, że odczuwam lekkie zmęczenie tym tematem. Muszę trochę odpocząć i nabrać dystansu. Ogólnie rzecz biorąc chodziło i o ujawnienie pewnych mechanizmów, które polegają na nakładaniu przez ludzi na siebie odpowiednio podpatrzonych, przygotowanych i szablonowych masek. Wszyscy tak samo reagujemy na zadowolenie, smutek i gniew. Nie potrafimy jednak wyrazić „moralnego niepokoju, „ocenzurować siebie”, „czy zmienić siebie na 15 sekund”, ponieważ nie znamy gotowych szablonów, nie mamy „gotowców” w mediach. Nasze zachowania w życiu codziennym, również podlegają takiej standaryzacji i my staramy się dobrze odegrać swoje role w odpowiednich kontekstach. Tak naprawdę codziennie uczestniczymy w jakimś castingu, np.: „castingu na dobrego sąsiada, przyjaciela, pracownika, partnera, katolika...


Jak wygląda strona finansowa, czy udaje ci się utrzymać z pracy twórczej?

Od naszej ostatniej rozmowy niewiele się zmieniło. To znaczy nadal pracuję w agencji reklamowej [śmiech]. Ale też w Polsce aż tak wiele się nie zmieniło. Galerie jeżdżą na targi sztuki za granice i tam udaje im się dobijać jakiś targów, tymczasem w Polsce to wszystko raczej kiepsko wygląda. Nie wspomnę już o sprzedaży prac wideo, czy jakichś mniej namacalnych prac artystycznych. Swoją drogą wyjdzie niebawem album Taschena o kolekcjonowaniu sztuki współczesnej. Może zrobimy wszyscy zrzutkę (artyści, kuratorzy, właściciele galerii), kupimy i rozdamy tu i ówdzie taką publikację, ha? A poważnie, to myślę, że żaden rozsądny artysta nie liczy na sukces komercyjny na polskim rynku sztuki. Artyści żyją czasem z realizowania projektów za granicą, albo ze stypendiów. Zobaczymy jak się będzie się rozwijała sytuacja prywatnych galerii w Polsce. To w nich artyści pokładają swoje nadzieje.

Jakie są Twoje najbliższe plany?

Staram się być systematyczny w swojej pracy. Realizuję jednocześnie kilka projektów, zazwyczaj wideo, jeden fotograficzny. Trochę wystaw na horyzoncie, kilka akcji w planach. Przygotowuję też Retransmisję vol. 2, czyli drugą edycję, objazdowej imprezy video. Z powodów osobistych, chyba opóźni się to trochę, choć chciałem to zrobić w październiku tego roku. Cały czas z przyjaciółmi w ramach kolektywu Ikoon. Zapraszam na stronie, niebawem nowa forma. Z perwnością pojawimy się z kilkoma ciekawszymi projektami. Będziemy uczestniczyć mni.: w Wyobraźni Ekranu, festiwalu net artowym organizowanym przez Monikę Weychert w Toruniu.

I na koniec zapytam o Łódź. Rozmawiałam z Tobą w zeszłym roku powiedziałeś: "Łódź ma bardzo ciekawe środowisko twórcze, wydaje mi się, że powolutku zaświeci wyraźniej na polskiej mapie sztuki." – z perspektywy czasu czy jako "obcomiastowiec" widzisz światło?

Hmm, trudne pytanie, trochę straciłem kontakt z ludźmi z Łodzi. Wydaje mi się, że kilka osób, które wtedy poznałem, jak choćby Ania Orlikowska, czy Łukasz Ogórek, cały czas się rozwijają. Było też kilka zbiorowych wystaw młodych artystów z Łodzi, co pokazuje, że ktoś animuje to środowisko. Może nie ma żadnych „wybuchów” ze strony Łódzkiego środowiska, ale sytuacja chyba się u Was jakoś rozwija.