Wszystkim swoim uczniom i studentom zawsze mówię, że historii sztuki czy architektury uczę ich po to, by przed samym obiektem (obraz, rzeźba, budynek) mogli zrezygnować z całej zdobytej wiedzy. Jest to podejście paradoksalne, ale chyba jedyne, dzięki któremu można ocalić przedmiot naszych wizualnych badań.

Wiedza zabija przedmiot zainteresowania, o czym wiedzą np. antropologowie, którzy badając ludy prymitywne, równocześnie je unicestwiali. Wprowadzając choćby najdrobniejsze elementy cywilizacyjne, choćby wiedzę o innym świecie, dokonywali dekonstrukcji tej społeczności. Także mój starszy syn póki nie wiedział, z czego jest kaszanka, jadł ją z przyjemnością. Odkąd jednak poznał „prawdę”, przestała mu smakować. Podobnie niebezpieczne jest uczestnictwo świadomości i racjonalnego myślenia w sztuce. Zabije ono wszystko, co jest w niej cenne, ale niewytłumaczalne w sposób rozumny.

Biblia to mądra księga, dzięki której człowiek otrzymał informację o tym, że wiedza jest niebezpieczna. Zerwanie owocu z Drzewa Dobrego i Złego i nabycie rozumowo uzyskiwanej wiedzy usunęło człowieka z rajskiej krainy.

Nasze pragnienie powrotu nie może się spełnić. Mimo to, warto żyć z rajską perspektywą, bo tylko wtedy szukamy czegoś, co nie jest do końca wytłumaczalne. Oczywiście, z drugiej strony, będąc poza rajskim terytorium, musimy — czy tego chcemy czy nie — posługiwać się rozumem i próbować, choćby niedoskonale, za jego pomocą opisywać świat. Sam w tym uczestniczę jako nauczyciel akademicki i jako redaktor pisma zajmującego się sztuką oraz jej związkami z biznesem. Tym częściej więc muszę sobie przypominać, że tłumaczenie wszystkiego zabija to, co najbardziej „ludzkie” — także i sztukę.

Ten przydługi wstęp przyszedł mi to głowy w kontekście tematu czasopism. Czymże bowiem one są, jeśli nie próbą wyjaśniania spraw ze sztuką związanych. Próby takiego wyjaśniania pojawiły się już w starożytności, ale wtedy próbowano określić przede wszystkim zasady i reguły mogące pomóc w tworzeniu dzieł. Później dopiero człowiek renesansu podjął podobne działania, poszerzając je np. o opisy biografii artystów (Georgio Vasari). Reakcja na to, co się dzieje na bieżąco w sztuce, miała jednak miejsce dopiero w wieku XIX, kiedy doszło do ogromnego rozwoju rynku prasy i czasopism.

Spróbujmy pokrótce prześledzić rozwój polskich czasopism związanych ze sztuką. Pierwsze z nich pojawiły się na dobre w wieku XX, ale czasopisma o ogólniejszym charakterze, w których podejmowano ten temat, istniały już wcześniej. W pismach, takich jak „Kłosy”, „Bluszcz”, „Tygodnik Ilustrowany” czy „Wędrowiec”, które miały różne profile i związane były przede wszystkim z literaturą, poświęcano także miejsce reprodukcjom dzieł malarskich i graficznych, opisom zjawisk artystycznych mających miejsce w drugiej połowie XIX w. Pisma te często miały również atrakcyjną szatę graficzną, dzięki zatrudnianym w nich wybitnym polskim malarzom i grafikom.

Spróbujmy na chwilę zatrzymać się przy tych pismach, bo informacje na ich temat są mało znane, w przeciwieństwie do wydawnictw późniejszych. „Kłosy”, które w podtytule były określane jako tygodnik literacki, kulturalny i naukowy, ukazywały się w latach 1865–1890. Było z nimi związanych wielu wybitnych polskich literatów, m.in. Adam Asnyk, Michał Bałucki, Józef Ignacy Kraszewski, Teofil Lenartowicz, Bolesław Prus czy Maria Rodziewiczówna. Wysoki poziom graficzny pisma zapewniał Marcin Olszyński, związany z grupą artystów wywodzących się z warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. „Kłosy” miały własną pracownię drzeworytniczą, w której rozwijano techniki ilustracyjne. Z pismem współpracowali m.in. koledzy Olszyńskiego — Franciszek Kostrzewski i Henryk Pilatti. Z kolei „Bluszcz” był pismem przeznaczonym dla kobiet i reprezentował program umiarkowanej emancypacji. Miał znaczenie przede wszystkim w zakresie literatury (Maria Dąbrowska, Maria Konopnicka, Maria Kuncewiczowa, Eliza Orzeszkowa), ale upowszechniał także inne sfery kultury, takie jak teatr, film, muzyka, czy plastyka. „Tygodnik Ilustrowany” był poświęcony zagadnieniom literackim, artystycznym, społecznym i historycznym. Można go określić pierwszym w polskiej prasie pismem rodzinnym. Jego początkowo dość zachowawczy charakter ewoluował później w stronę nowoczesności. Ważną rolę odgrywał w nim dział plastyczny, w którym pojawiało się wiele ilustracji autorstwa polskich artystów. Sam pisząc pracę magisterską, korzystałem dość znacznie ze źródła, jakim był „Tygodnik Ilustrowany”.

Ostatniemu z wymienionych pism — „Wędrowcowi” — chciałbym poświęcić trochę więcej miejsca, ponieważ miało ono niezwykle duże znaczenie w kształtowaniu się polskiej krytyki artystycznej. Kierownikiem artystycznym tego, początkowo przyrodniczo-geograficznego, pisma został w 1884 r. Stanisław Witkiewicz. Opublikował on na jego łamach cykl niezwykle istotnych artykułów zatytułowanych „Malarstwo i krytyka u nas”. Sprowokował w ten sposób, po raz pierwszy w Polsce, żywą dyskusję na temat wartości dzieła sztuki oraz zadań i metod krytyki. Wystąpił przeciwko krytyce niebiorącej pod uwagę wartości formalnych, a oceniającej jedynie temat czy ideę obrazu. Taka bowiem krytyka przeważała wówczas w Polsce. Witkiewicz bronił realizmu i malarstwa Chełmońskiego, poddając krytyce malarstwo Matejki, co było wówczas aktem dużej odwagi. Uważał, że krytyka może dążyć do obiektywności, tłumacząc zjawiska artystyczne za pomocą aparatury pojęciowej związanej ze środkami plastycznymi używanymi przez twórcę, a nie zbożnym celem, do którego artysta dąży. Do powszechnego obiegu weszło jego powiedzenie, że dobrze namalowana głowa kapusty jest warta więcej niż źle namalowana głowa Chrystusa. Krytyk powinien więc analizować kompozycję obrazu, umiejętności rysunkowe malarza, kolorystykę, światłocień. „Barwy, światła, cienie i kształty, tj. ruchy, wyrazy i charakter rzeczy, pojedyncze tony i ich harmonia, logika światłocienia, są to wszystko środki a r t y s t y c z n e, pierwiastki, z których się składa artystyczna strona obrazu, które jedynie i stanowczo mówią o sile talentu i na których tylko można zbudować sąd, choćby w przybliżeniu ścisły i prawdziwy, o talencie i indywidualności artysty”.

Oczywiście dziś te poglądy przestały być aktualne, ale w czasach, kiedy wypowiadał je Witkiewicz, stanowiły milowe kroki w rozwoju polskiej krytyki artystycznej. Nie ma dziś takiego autorytetu, który mógłby, jak wtedy Witkiewicz, poprowadzić nas przez trudny czas relatywizowania wartości artystycznych. Pozostaje tylko nadzieja, że może w niedalekiej przyszłości któreś ze współczesnych czasopism zajmujących się sztuką będzie potrafiło wykreować taką osobę bądź grupę osób. Na razie trudno to dostrzec, może dlatego, że pism o charakterze artystycznym jest mało, ale także i dlatego, że te, które istnieją, mają często charakter niszowy, a przede wszystkim bardzo zideologizowany. W artykule, jak wskazałem w tytule, zarysowałem tylko początki krytyki artystycznej i czasopiśmiennictwa o sztuce. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie jeszcze okazja rozwinąć temat polskiej prasy artystycznej.