Czy artystą ludowym może być tylko osoba żyjąca na wsi? Czy przenosząc się na wieś, można stać się artystą ludowym? O swojej przygodzie ze sztuką ludową oraz "prostym" życiu na Mazurach opowiada Agnieszka Retko-Ruszczak.

Zajmujesz się sztuką ludową, jednak za artystkę ludową się nie uważasz. Dlaczego?

Nie uważam się za twórcę ludowego, ponieważ nie pasuję do tego określenia. Według profesora Aleksandra Jackowskiego, poważanego przeze mnie wykładowcę i kolekcjonera sztuki ludowej, twórca ludowy to „barbarzyńca, który oprócz rodzimej wioski nic nie wiedział" i „nawet nie przypuszcza, że jest odkrywcą". Zaczęłam malować w wieku 15 lat i mam za sobą liceum menedżersko-artystyczne, pół roku studiów etnograficznych (na których zakochałam się w prostocie i szczerości wiejskich twórców) oraz Małopolski Uniwersytet Ludowy, szkołę rzemiosła artystycznego ludowego. Jak na twórcę ludowego, trochę za dużo szkół i obcowania ze sztuką przez duże ‘S’ [uśmiech]. No i urodziłam się w największej polskiej „wsi" — w Warszawie.

Czym dla Ciebie jest sztuka ludowa?

Nie jestem specem od sztuki ludowej, ale z moich przemyśleń i obserwacji rynku tejże sztuki wynika, że ludzie podchodzą do tego tylko na dwa sposoby. Jeden prezentują masy, które uważają, że sztuka ludowa to towar z cepelii, a drugi — fanatycy uważający, że sztukę ludową może tworzyć tylko babcia z zagubionej w górach wioski, która po nocach, przy świecy, rzeźbi świątki w drewnie na opał. Mało ludzi dopuszcza myśl, że i ten rodzaj sztuki ewoluuje. Największą różnicą między sztuką akademicką a ludową jest to, że jedna odwzorowuje rzeczywistość, naturę lub czerpie z niej, a druga jest przeważnie interpretacją tej pierwszej (zwanej często ‘naiwną’ z powodu nieudolności warsztatowej i braku takich rozterek, jak stopień podobieństwa do obiektu przedstawianego itd.). I jeśli miałabym przyjąć teorię ewolucyjną sztuki ludowej, to śmiało mogłabym się nazwać jej wykonawcą. Sztuka ludowa zawsze wynikała z potrzeby. Obrazy świętych były bardzo drogie, więc jak ktoś miał trochę talentu, to malował dla siebie i innych. W tradycyjnych chłopskich chałupach była tak zwana izba biała, reprezentacyjna część domu, w której podejmowano gości, i izba czarna, w której toczyło się zwyczajne życie. I jak każdy, wieśniacy dążyli do upiększenia swoich domów, poświęcając na to dużo energii. Rzadko kto malował, bo farby były drogie i trzeba było samemu je przyrządzać. Najwięcej robiło się wycinanek i pająków (polskich łapaczy snów, wykonanych ze słomy i bibuły).Teraz jest wielki boom na wzornictwo ludowe, więc motywy z wycinanek i malowanych skrzyń trafiają na tapety, spódnice i obudowy telefonów komórkowych. To dobrze, bo nadal spełniają swoją pierwotną funkcję, czyli zdobią naszą codzienność. Warto pamiętać twórców tego, co nas teraz tak zachwyca, mimo że większość z nich pozostaje wciąż bezimienna.

Jak to się stało, że z Warszawy przeniosłaś się do Szczerzbowa? Skąd taki pomysł?

W Szczerzbowie znalazłam się trochę wbrew własnej woli. Chciałam za pieniądze z książeczki mieszkaniowej kupić małą chatkę w Bieszczadach, ale rodzice namówili mnie na pożyczenie im tych pieniędzy na zakup siedliska na Mazurach. Po kilku nocach przy starej dymiącej kuchni (jedynym ogrzewaniu w chacie), bez połowy dachu, za to z całkiem niezłym przeglądem interesujących powłok malarskich, uznałam, że w sumie to mogę mieszkać na Mazurach, byle właśnie w takim miejscu.

Czym się aktualnie zajmujesz?

Aktualnie zajmuję się przerabianiem obory na własny dom, a zawodowo projektuję wnętrza i wykonuję meble do powstającego hotelu, który ku mojej uciesze będzie bardzo wiejski. W sezonie letnim dorabiam sobie, prowadząc zajęcia z malarstwa, rzeźby i ceramiki.

Czy udaje Ci się utrzymać z pracy, którą wykonujesz?

Niestety, na razie nie jestem w stanie utrzymać się z tego, co robię, ale jestem optymistką i myślę, że ogrom pracy, jaką wkładam w to, co robię, w końcu zacznie procentować.

A czy uważasz, że jesteś osobą przedsiębiorczą?

Zdaje się, że wynika z tego, iż przedsiębiorcza nie jestem.

O czym marzysz? Jakie są Twoje plany?

Marzę o wypiciu porannej kawy na własnym, przeze mnie i mojego męża zaprojektowanym i wykonanym ganku, oraz zmyciu kubków w mojej pięknej kuchni, która będzie pierwszym wykończonym pomieszczeniem w oborze. Zawsze i niezmiennie marzę też o tzw. świętym spokoju, tylko że na spokój muszę jeszcze trochę popracować [uśmiech]. Na razie brakuje mi czasu na zaplanowanie czegoś więcej, ale chciałabym dzielić się z innymi tym, czego nauczyłam się, zajmując się sztuką ludową. A jest to bardziej nauka szacunku do tego, co się posiada i kreowania własnej rzeczywistości niż nauka malowania wiejskich kwiatków na zydelku [uśmiech].