Cóż nowego można napisać o świętach Bożego Narodzenia? Przede wszystkim wypada ponarzekać, że te obecne nie są już takie, jak kiedyś. Że te dawniejsze to miały prawdziwą atmosferę, że nastrój świąteczny dziś już nie taki. Nie chciałbym jednak przyłączyć się do tego chóru niezadowolonych z obecnych świąt. Bo to, jakie one będą, w dużej mierze zależy od nas. To my, w gruncie rzeczy, decydujemy o tym, czy nasze dzieci i nasi bliscy będą w przyszłości oczekiwać na pojawienie się pierwszej gwiazdy, czy mówić, że lepiej, by te święta jak najszybciej się skończyły. Niewątpliwie jednak są pewne przesłanki, które wyraźnie różnią czas świąteczny niegdyś i obecnie. Spróbujmy więc spojrzeć wstecz i dokonać analizy, czym były one dawniej, a jak postrzegamy je dziś.

Kiedy w 1994 roku odbywałem studia w Wielkiej Brytanii, byłem w czasie przedświątecznym świadkiem dyskusji między tamtejszymi studentami na temat wiary. Jeden z jej zwolenników argumentował, że wspaniale jest zebrać się wokół drzewka, dostawać prezenty i dzielić się opłatkiem z innymi. Nie padły żadne argumenty o charakterze filozoficznym, jedynie te dotyczące tradycji. Bardzo mnie to wtedy zdziwiło i zarazem dotknęło, że w tym kontekście nie ma mowy o zbawieniu człowieka, o wartościach moralnych wywodzących się z wiary, a przede wszystkim o głównym bohaterze świąt – Jezusie. Po kilkunastu latach powoli zaczynam rozumieć ten typ argumentacji, choć nie znaczy to, że go akceptuję.

Wydaje się, że obecnie w Polsce następuje bardzo podobny proces „laicyzacji” świąt Bożego Narodzenia. Dziś nie tylko w mediach, ale i wśród ludzi mniej mówi się o prawdziwej przyczynie świętowania, czyli narodzinach Zbawiciela ludzkości, a więcej o gorączce zakupów, liczbie potraw w czasie Wigilii i kolędowaniu. Postać Jezusa jest wyraźnie zastępowana przez Świętego Mikołaja. Gdyby przyjechał do nas ktoś, komu całkowicie obca jest religia chrześcijańska i jej tradycje, mógłby pomyśleć, że to są święta, których bohaterem jest gruby mężczyzna w śmiesznym czerwonym ubranku. I, że najważniejsze jest wzajemne obdarowywanie się prezentami. Każdy chce nam zrobić prezent – i operatorzy telefonii komórkowej, i sprzedawcy telewizorów, nawet supermarkety chcą nas obdarować za wszelką cenę. Nie piszę tego z ironią powodowaną tym, że mam coś przeciwko podarunkom, ale chciałbym, byśmy w świątecznym „szale” nie zapominali o sednie wydarzenia.

I nie chodzi mi wcale o to, by wszyscy, również niewierzący, czcili narodziny Chrystusa, ale by dzięki świętom zagościła w naszych domach refleksja na temat człowieka i jego miejsca w świecie. Byśmy spróbowali zobaczyć siebie samych w kontekście betlejemskiej tajemnicy, żeby historia sprzed ponad 2000 lat mogła stać się punktem odniesienia dla naszych współczesnych problemów. Jest w niej bowiem cała głębia ludzkiego losu i przeznaczenia. Narodziny Chrystusa były nie przesłodzoną, kiczowatą historyjką z TVN-u, ale prawdziwie dramatycznym i ważnym wydarzeniem w życiu nie tylko Maryi i Józefa, ale całej ludzkości.

 
Tekst: Artur Zaguła