Twój szafiarski blog wyróżnia się na tle innych przede wszystkim tym, że prezentujesz ubrania w całości wykonane albo przerobione przez siebie. Skąd taki pomysł?

Wykorzystywaniem niepotrzebnych już materiałów, czyli popularnym obecnie upcyklingiem, interesowałam się już jako dziecko. Z resztek materiałów szyłam maskotki, ubranka dla lalek i czapki z daszkiem. Zamiłowanie do tego typu prac odziedziczyłam po rodzicach. A blog szafiarski jest świadkiem mojego powrotu (po kilkunastu latach przerwy) do krawieckich pasji.
Na sam pomysł stworzenia tego typu bloga wpadłam już 6 lat temu, zainspirowana forami, na których dzielono się zdjęciami odzieżowych zdobyczy. Stworzona wtedy strona niestety nie cieszyła się zainteresowaniem, dlatego kolejną próbę podjęłam dopiero na początku 2009 roku. Tak powstał blog „J. na Leśno-Marchewkowej”.

Gdzie szukasz inspiracji?

Największą inspirację stanowią dla mnie stare (lata 40.–60.) zdjęcia, katalogi, czasopisma i wykroje. Nie zapominam również o polskich i zagranicznych szafiarkach (szczególnie tych szyjących: http://www.blogforbettersewing.com, http://blog.caseybrowndesigns.com, http://freelancersfashion.blogspot.com) oraz o polskich forach skupiających miłośników krawiectwa (http://ekrawiectwo.net/board, http://szyjemy-po-godzinach.pl/index.php).

 

Każdy własnoręcznie wykonany przedmiot ma wyjątkowy charakter. Czym jest dla Ciebie Do-It-Yourself?


Domowa produkcja odzieży czy dodatków to nie tylko gwarancja oryginalności, ale przed wszystkim możliwość perfekcyjnego dopasowania ubioru do sylwetki, a także noszenia tego, czego nie można kupić w popularnych na polskim rynku sieciówkach. Mój styl nie pozwala mi na wejście do pierwszego sklepu odzieżowego i zdjęcie całego zestawu z manekina. Myślę, że za „Zrób-To-Sam” przemawiają również względy finansowe. Na letnią sukienkę uszytą w warunkach domowych wydamy kilkanaście złotych. A ile przy tym radości!

Chętnie dzielisz się wykrojami. Jak wiele osób korzysta z Twoich porad?

Całkiem sporo! Bardzo często dostaję zdjęcia przedmiotów wykonanych na podstawie moich instrukcji. Równie często jestem proszona o wykroje sukienek (choć te sama pozyskuję z „Burdy”, wprowadzając jedynie niewielkie zmiany), kołnierzyków czy fartuszków. Niedawno sporą popularnością cieszył się manekin na miarę wykonany z ogólnodostępnej taśmy izolacyjnej, wkładu pościelowego i stojaka od starej lampy z Ikei.

 

Czy Twoje hobby wiąże się z konkretnymi zarobkami? Szyjesz tylko dla siebie, czy można gdzieś kupić Twoje kreacje?


Ostatnio zostałam poproszona o uszycie sukni ślubnej, niestety, musiałam odmówić. Szyję wyłącznie na własne potrzeby, choć przyznam się, że marzy mi się zaprojektowanie i wyprodukowanie własnej „kolekcji”, oczywiście w stylu retro. Tu wzorem jest dla mnie austriacka projektantka Lena Hoschek. Do tej pory do ludzi trafiały wykonane przeze mnie projekty nadruków na koszulki.

Czym się zajmujesz poza prowadzeniem bloga?

Na co dzień jestem tłumaczem języka angielskiego, korektorem i grafikiem. Pomagam również administratorce spisu polskich blogów szafiarskich (http://polskie-szafy.blogspot.com) w rozwiązywaniu problemów technicznych związanych ze stroną.

Zbliża się okres świąteczny. Masz już pomysły na prezenty dla najbliższych? Będą to własnoręcznie wykonane upominki?

O, tak! Właśnie siedzę nad prezentem dla mojego narzeczonego (pana Marchewki). A będzie to wykonany ze sztucznego zamszu pokrowiec na czytnik książek (bez którego pan Marchewka nie rusza się z domu). Ale, ciii, żeby się nie wydało [uśmiech].

 
Z Marchewkową rozmawiała Agnieszka Gernand