Artur Zaguła
Obecny numer Purpose poświęcony jest szeroko rozumianemu współdziałaniu. Chciałbym poddać krótkiej analizie pojęcie współpracy na polu kultury. Przyjęło się współcześnie uważać, że w dziedzinach artystycznych najważniejszy jest indywidualizm, wielka osobowość. Nie oznacza to jednak, że nie dochodzi na tym polu do współpracy, ma ona natomiast inny styl niż niegdyś, ze względu na manipulacyjny charakter współczesnej kultury. Chciałbym w związku z tym pokazać teraz, w jaki sposób była rozumiana i jakie znaczenie w dawniejszych czasach miała współpraca.
   
W okresie średniowiecza zarówno sposób traktowania sztuki, jak i artysty sprawiał, że dzieło miało w dużej mierze charakter kolektywny. Architekci, malarze, rzeźbiarze, podobnie do wytwórców mebli, byli traktowani jak rzemieślnicy. Ważna była dla nich doskonałość w wytwarzaniu przedmiotów, a nie pokazywanie własnej indywidualności. Koncepcja świata, w której Bóg zajmował miejsce najważniejsze, a wytwory kultury były jemu właśnie poświęcone, bardziej wzmacniała ducha wspólnoty, niż kreowała indywidualną konkurencję. Nie znaczy to, iż średniowieczni twórcy pozostawali kompletnie anonimowi (choć w początkach epoki tak właśnie było), ale na pewno tworzenie „na Bożą chwałę” było dla nich istotniejsze niż własna sława. Zrzeszeni w cechach, współpracy uczyli się na każdym etapie swojej edukacji rzemieślniczej. Najpierw jako czeladnicy przygotowywali mistrzowi warsztat i pomagali w wykonywaniu dzieła. Po wyzwoleniu jako mistrzowie organizowali pracę, wprowadzali w tajniki wiedzy i umiejętności młodych adeptów.

W czasach nowożytnych znacznie ważniejsza stała się rola jednostki, a w sztuce – osobowości artystycznej. Jednak umiejętność współpracy przydawała się szczególnie wtedy, gdy twórca miał wiele zamówień. Widać to doskonale, jeśli porównamy działalność dwu wybitnych artystów: Michała Anioła i Rubensa. Pierwszy, samotnik, trudny we współpracy, prawie sam wykonywał ogromne zamówienia, takie jak freski w Kaplicy Sykstyńskiej. Drugi miał doskonale zorganizowany warsztat – „fabrykę”, która była w stanie zrealizować setki zamówień z całej Europy. Nie mógłby prowadzić tak rozległej działalności artystycznej bez umiejętności współdziałania z zamawiającymi.

Wiek XIX przyniósł zmiany w zakresie współpracy zarówno między artystami, jak i między nimi a odbiorcami sztuki. Ci ostatni coraz częściej nie zamawiali dzieł u autorów, ale kupowali je od pośredników. Od tej pory do współpracy między twórcą a odbiorcą doszedł jeszcze jeden element – marszand i galeria, co skomplikowało relacje na rynku sztuki. Coraz częściej też, wizje artystów i odbiorców rozchodziły się. Dlatego zamiast współpracy między nimi, dochodziło do zbliżenia między osobami mającymi podobne koncepcje artystyczne. Widać to doskonale w początkach nowoczesności, kiedy większość artystów mających podobne poglądy estetyczne tworzy środowiska, bądź wręcz grupy artystyczne. Zrzeszając się w ten sposób i współpracując ze sobą, budowali tożsamość wspólnoty, dzięki której łatwiej było im występować z często radykalnym programem.

W środowiskach tych ważne role zaczęli też odgrywać marszandzi, właściciele galerii, a potem także krytycy i muzealnicy. Oni zapoczątkowali wyznaczanie trendów, decydowali o kryteriach „dobrej sztuki”, wytwarzali modę na bliski im sposób widzenia twórczości artystycznej. O ile w początkowej fazie wynikało to z prawdziwej wspólnoty poglądów, to dziś, najczęściej wynika ze wspólnych interesów. Te interesy, zarówno finansowe, jak i środowiskowe, nie wywodzą się, jak niegdyś, z chęci konkurencji i konfrontacji z innymi poglądami, ale realizują potrzebę dominacji, tak charakterystyczną dla współczesnego świata. To jest właśnie ten manipulacyjny charakter obecnej kultury, w której często pod hasłami tolerancji i współpracy, chodzi głównie o realizację własnych idei. Nie ma to nic wspólnego z duchem współpracy wywodzącym się z tradycyjnej wizji społeczeństwa i kultury. W świecie post-kultury nie chodzi bowiem o to, czy dzieło sztuki ma coś ważnego do zakomunikowania odbiorcy, ale o skuteczność w przekonaniu innych, że tak jest. „Kolaboracja” artysty, krytyka, właściciela galerii i mediów właśnie ma temu służyć. Wydaje się jednak, że w młodym pokoleniu narasta coraz bardziej bunt wobec tak rozumianej współpracy.

Tekst: Artur Zaguła