Słynny krytyk nowoczesności Jean Baudrillard powiedział kiedyś: "Sztuka nie umiera dlatego, że już jej nie ma, ona umiera dlatego, że jest jej za dużo". Rzeczywiście, trudno dziś wskazać wyraźną granicę, która oddzielałaby to, co polityczne, światopoglądowe, użytkowe, ekonomiczne, od tego, co w przeszłości stanowiło o wyjątkowości dzieła sztuki.

09 Feature - A resourceful idea

Does anyone still need modern art? Is not art a dead concept, strong only by the power of historical continuity? The contemporary art market resembles rather a commercial circulation of culture icons. Artists, critics and public created a snobbish closed circle inside which they are trying to resurrect the dead idea of art. This cannot be done without asking ourselves a question about motivations lying in the source of artistic activity. For the time being, however, trading art is like trading corps.
Upadliśmy w banalność, w uśredniony chaos form i wartości. Sztuka włączyła się w oficjalny, medialny obieg. Nie stało się tak na mocy jakiejś arbitralnej decyzji artysty, lecz – tak to przynajmniej widzą niektórzy badacze, ze wspomnianym Baudrillardem na czele – w wyniku wyczerpania i zagubienia motywacji tkwiących u źródeł artystycznej aktywności.

Nie wiemy już „po co” tworzyć. Nie umiemy postawić pytania o zasadność dzieła sztuki. Artyści próbują stworzyć autoreferencyjne środowisko (snobistyczny krąg twórców, odbiorców i krytyków), które nadałoby ich aktywności jakiś sens, jakąś obiektywną wartość – jedak jest to przebieranie nogami w próżni. Współcześni twórcy nie potrafią obyć się bez ideologicznego (bo nawet tak natrętnie manifestowana antyideologiczności przyjmuje skonceptualizowaną formę) zaplecza z jednej strony i marketingowej strategii z drugiej. Sztuka straciła autonomię i zajęła miejsce na przecięciu dwóch światów – krytycznego, intelektualnego zaplecza i nowoczesnego marketingu. Nie ma już „sceny” – są krytyczne komentarze w periodykach (które nie są od już odpowiedzią na dzieło sztuki, lecz stanowią jego konstytutywną moc, nadają mu sens i stanowią o racji jego istnienia) i wolny rynek, który zmusza twórców do poświęcenia się aktywności marketingowej.

Jednym z pierwszych artystów – mówi Baudrillard – którzy skonstatowali „brak sceny”, był Duchamp. To on zerwał z tym uprzywilejowanym miejscem dzieła sztuki: cała rzeczywistość, przedmioty codziennego użytku, wszechświat banalności – wszystko może być sztuką. Kolejnym ważnym, ironicznym gestem była twórczość Warhola, który zanegował istnienie autonomicznego twórcy. Od tej pory artystą może być maszyna, aparat xero. W tak ogołoconej rzeczywistości przyszło żyć współczesnym, których twórczość zdaje się zjadać własny ogon. Nowoczesne galerie to miejsca, gdzie sztuką może być wszystko i każdy może być artystą. Ten egalitaryzm, ironiczny u Warhola, przyjmuje dzisiaj formę obowiązującą. Baudrillard mówi: „Sztuka, raz oderwana od żywej zasady iluzji, w sposób całkowicie niezauważalny stała się ideą. I to wokół tej idei sztuki, ideologii sztuki, sztuki poświęconej dla idei lub skazanej na skończone formy, które jednak niezauważalnie zamieniają się w idee, to wokół tej nieśmiertelnej referencyjności sztuki jako idei zawiązuje się ogromny, zbiorowy spisek, masowa, estetyczna symulacja”. Jeśli współczesny świat stawia na ideę przedsiębiorczości, to ponowoczesna sztuka jawi się jako przedsiębiorcza idea. Idea czego? Sztuki właśnie. Oto błędne koło, w którym musi się poruszać dzisiejszy artysta. Nie ma już autonomicznej sceny, nie istnieje wyjątkowość podmiotu artystycznego – pozostał nam tylko amalgamat idei i wolnego rynku wspierany autorytetem krytyki. Zagubione zostało pytanie o zasadność artystycznej aktywności. Po co ja to robię? Być może wcale nie potrzebujemy już sztuki w tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia – może jest to już pojęcie martwe? Czy nie jest tak, że tworzone współcześnie dzieła to już nie sztuka, lecz nekrologi po niej? Być może cała praca krytyków to tylko seans spirytystyczny mający ożywić trupa, a handel sztuką to tak naprawdę handel martwym towarem?


ilustracja: Tomasz Kaczkowski

Podobne intuicje co do współczesnej aktywności kulturowej wyrażał Gombrowicz. On również zauważył tą nieznośną pustkę wewnątrz zaklętego kręgu sztuki – ten przerost środowiskowych dyskusji i ideologii, zaciemniający rydymentarną próżnię tkwiącą u źródeł artystycznego złudzenia. Gombrowiczowi chodziło o odzyskanie pewnej akulturowej „nagości”, odnalezienia istancji zdolnej postawić pytanie o naszą obecność w świecie. Współczesna sztuka wydaje się być zbytnio zajęta sobą (tłumaczeniem swojego statusu i sprzedawaniem siebie), by móc dotrzeć do takich pytań – żyje własnym wspomnieniem, poprzez nieustające odwołania do przeszłości (cytaty, zapożyczenia, eklektyzm form i treści) stara się uprawomocnić swój status. Jednak nie istnieje droga wstecz. Nie ma co poświęcać się nostalgii za tym, co było i czego już nigdy nie będzie. Sprzedawanie „sztuki jako idei sztuki” (martwego pojęcia, silnego jedynie mocą pewnej historycznej ciągłości) nie prowadzi do niczego.

Posumowując: współczesny artysta zajmuje się sprzedawaniem sztuki. Sztuki, która wydaje się być pojęciem martwym, gdyż zatracona została jej odrębność i wyjątkowość (współczesne medialne pomieszanie form, kultury wysokiej i niskiej, użykowej i kontemplacyjnej). Dlatego tak naprawdę dzisiejszy „artyzm” to jeden wielki szwindel – polega na sprzedwaniu czegoś, czego nie ma. W skrajnie urynkowionej rzeczywistości jest to przedsięwzięcie ciekawe i w pewnej mierze inspirujące, bo grające na nosie zasadom ów rynek konstytuującym. Tworzy się popyt na pustę ideę sztuki (którą może być dziś wszystko – wystarczy stworzyć pewien ideologiczny kontekst) i sprzedaje się ją odbiorcy. Pytanie o zasadność takich poczynań nie zostaje jednak postawione. Mamy raczej do czynienia z pustym obiegiem pięniędzy i idei. Żyjemy w czasach „po sztuce”, w czasach symulacji i fetyszy. Nie ma co z nostalgią kierować się ku przeszłości, szukając w niej wyeksploatowanych wartości. Jednak brak pytania o zasadność artystycznej aktywności musi na dłuższą metę okazać się zgubny. Żadna „przedsiębiorczość w sztuce” i żadna, nawet najbardziej wyrafinowana ideologia i krytyka, nie utrzyma dłużej tej pozorowanej egzystencji.