Spotkania, rozmowy, porozumienie. Bycie w środku ciekawego świata sztuki designu. Wspólne działania, wspólne sukcesy. Tymi słowami najlepiej można określić Ankę Pietrzyk-Simone. W Londynie pracuje dla Rossa Lovegrove'a, w RPA pracowała dla firmy Interactive Africa nad wizerunkiem  Cape Town jako kreatywnej stolicy RPA. Tylko w Purpose wywiad z jedną z najlepszych Head of Communications.

Z różnych źródeł słyszałam wiele dobrego o tym, co Pani robi, wszyscy Panią znają, ale tak naprawdę nikt nie wie, czym się Pani zajmuje. Trudno jest im to dokładnie określić w kilku słowach. Naszą rozmowę powinnam więc może zacząć właśnie od takiego pytania - czym się Pani zajmuje?

Pracuje jako Head of Communications w londyńskim studio Rossa Lovegrove’a, jednego z najbardziej cenionych współczesnych designerów. Będąc w środku tego pasjonującego świata, mam możliwość poznawania wielu zdolnych ludzi sztuki designu oraz światowych firm, które realizują ich wizje, a także mediów. To wiele na początek. Ale nie wszystko. Aby odnieść sukces, wszyscy ci trzej partnerzy muszą się spotkać, porozumieć wokół jednej idei. I tu właśnie jest miejsce na moją działalność. Udzielam im konsultacji, wspomagam, pośredniczę. A przy okazji realizuję moją osobistą pasję: próbuję poprzez osobiste kontakty wpływać na rozwój kreatywnych dziedzin w Polsce, a z drugiej strony -- promować polskie talenty designu za granicą. Tak to wygląda w wielkim skrócie. Muszę się przy tym przyznać, że mam za sobą osiem lat pracy w międzynarodowym designie, często z najznakomitszymi indywidualnościami świata designu, architektury, grafiki, fotografii, filmu, mody; nazwiskami takimi, jak: Shigeru Ban, Neville Brody czy Sir Terence Conran. Nie wyobrażam sobie innego zajęcia, w którym mogłabym doświadczyć obcowania z tak dużą dawką talentu, kultury, inspiracji, pasji i emocji.

Pracuje Pani dla brytyjskiego projektanta, wielkiej sławy Rossa Lovegrove'a. Proszę powiedzieć, na czym polega Pani rola.

Jestem odpowiedzialna za kontakty z mediami i reprezentowanie marki Ross Lovegrove w relacjach z naszymi klientami. Do moich zadań należy również zarządzanie projektami wystaw, instalacji i launchów produktów Rossa. Ponieważ większość projektów realizowana jest poza Wielką Brytanią (Japonia, Turcja, Włochy, Dania, Francja), zdecydowanie pomaga umiejętność pracy z partnerami często z bardzo rożnych kultur. I otwartość na taką inność. To, co mnie fascynuje to właśnie ta różnorodność, zarówno jeśli chodzi o pochodzenie projektu, jak i sam projekt! Dziś pracuję nad strategią promocji na rynku japońskim najlżejszej walizki z włókna węglowego autorstwa Rossa, jutro muszę sfinalizować z CNN ostateczną wersję filmu dokumentalnego z Rossem w roli gospodarza, a za chwilę powinnam dopiąć na ostatni guzik sesję dla Domusa. Cóż, nie ma to jak praca na pełnych obrotach!

Doprowadziła Pani do współpracy między Lovegrove Studio a polską marką Moho Design. Na czym ona polegała?

Tak naprawdę wszystko zaczęło się od „Wallpaper”, które przyznało Moho nagrodę za najlepszą strukturę, a w tym samym numerze uhonorowało również Rossa nagrodą za najciekawszą kolekcję łazienkową dla VitrY. Polska firma w „Wallpaper” -- to nie mogło umknąć mojej uwadze. Zaraz podzieliłam się tą nowiną z Miśka Lovegrove -- żoną i partnerką businessową Rossa, również Polką. Postanowiłyśmy odszukać Moho i się z nimi skontaktować. Kilka miesięcy potem Ross i Miśka spotkali się z Magdą Lubińską i Michałem Biernackim. Zauroczony ich entuzjazmem i charyzmą Ross postanowił zaprojektować dla nich kolekcję dywanów. Tak narodziła się Cellula, którą zaczęłam promować. Nasza współpraca szybko zaczęła obejmować także inne obszary. Rozpoczęłam konsultacje dla Moho. Udało nam się pozyskać kilka świetnych salonów w Londynie. Polskie dywany można teraz kupić w Selfridges, Viaduct, Coexistance, Harmer, które obok Moho reprezentują najlepsze światowe marki meblarskie takie, jak Driade, Vitra, Moooi, Artemide, Kartel itd.

Dzięki kontaktom z prasą, publikacje o Moho ukazały się w wielu prestiżowych tytułach: włoskich, holenderskich, hiszpańskich i amerykańskich. Pozytywne recenzje zebrała obecność Moho na tegorocznych targach Salone del Mobile w Mediolanie w kwietniu oraz London Design Festiwal we wrześniu, gdzie Moho zaingurowało współpracę z włoską firmą Moroso. Nasze wspólne działania przyniosły już wiele wymiernych sukcesów. Przyszły rok zapowiada się jeszcze bardziej obiecująco!

Czy nie było problemów w „dogadaniu” się dwóch odmiennych kultur? Dwóch różnych spojrzeń na sztukę? Czy wręcz przeciwnie, uważa Pani, że sztuka jest uniwersalna i ponadkulturowa?

Tak jak wspominałam już wcześniej, portfolio Rossa obejmuje głównie klientów międzynarodowych. To właśnie zderzenie się kultur i interpretacja różnic kulturowych stanowi o oryginalności projektu i przyczynia się do jego późniejszego sukcesu. Świetny przykład to kolekcja łazienkowa Rossa dla tureckiej VitrY, zainspirowana właśnie kulturą wschodu. Już od ponad dwóch lat, szeroko prezentowana, robi furorę na całym świecie. Podobnie było z Moho -- Ross, zaciekawiony tradycyjnym suknem w połączeniu ze współczesną kolorystyką i designem, stworzył oryginalny, a jednocześnie organiczny design, który jest jego sygnaturą.

Pomaga Pani w wprowadzeniu Moho na rynek angielski. Czy w Anglii jest zainteresowanie polską sztuką użytkową?

Muszę przyznać, że dywany Moho robią duże wrażenie na tutejszych nabywcach, zarówno jeśli mowa o salonach, jak i ich klientach. To, co się podoba, to świeże pomysły, oparte wszakże na tradycji polskiej. Produkt jest zauważalny, bo jest inny, a jednocześnie najwyższej jakości! Często słyszę komentarze o świetnych recenzjach, jakie zbierają tu kolekcje MOHO. Podoba się sposób ich prezentacji i to, jak profesjonalnie są dostarczone.  Z całą pewnością Moho jest świetnym ambasadorem dobrego, współczesnego designu z Polski. 

Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w wyprawie brytyjskich mediów i kuratorów do Polski, zorganizowanej przez Instytut Adama Mickiewicza z pomocą Instytutu Kultury Polskiej w Londynie. Odwiedziliśmy kilka ośrodków designu, takich jak Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie, IWP, Fundacja Bęc. Jednocześnie zaprezentowano nam cały przekrój polskiego designu -- od designerów najbardziej zasłużonych i praktykujących po świeżo upieczonych absolwentów wydziału wzornictwa przemysłowego ASP. Opinie uczestników wyprawy były spójne: Polska może pochwalić się utalentowanymi designerami. I co najważniejsze -- przemysłem (daje nam to nawet przewagę nad Brytyjczykami, którzy, choć ich kraj jest kolebką kreatywną świata, produkcje zlecają Włochom i Chińczykom). To, czego musimy się szybko nauczyć, zresztą już się tak dzieje, to rozwinięcia współpracy na linii designer–producent. Niekoniecznie w samej Polsce. Osobiście uważam, ze należy stwarzać jak najwięcej możliwości, by dochodziło do międzynarodowej współpracy: tak, jak w przypadku Moho -- polska firma pracująca z zagranicznym designerem, nasi designerzy współpracujący z europejskimi firmami. Ważne jest, by jak najczęściej dochodziło do takich kooperacji, to zapewni wymianę doświadczeń, know-how i kontaktów.

Cieszę się, że pojawiają się pierwsze sukcesy ze współpracy między polskimi przedsiębiorcami a zagranicznymi projektantami. Podczas ostatnich targow w Mediolanie w kwietniu, przedstawiłam polskiej firmie IKER studio Platform – Jana Wertela  i Gernota Oberfella – bardzo zdolnych designerów, którzy szlifowali swoje talenty u boku mistrza Rossa Lovegrove’a. Ich kolekcja krzeseł Maple dla Ikera, zdobyła ogromne uznanie w Polsce. Niedawno Elle Décor uhonorowało ich główną nagrodą PRODECO. Sami designerzy są bardzo zadowoleni ze współpracy z Ikerem i szczerze usatysfakcjonowani z zawrotnego wręcz tempa wprowadzenia ich projektów w życie! To cieszy i oznacza, ze Polska ma świetny potencjał! Wydaje się, że jesteśmy na dobrej drodze, by za jakiś czas konkurować ze skandynawską czy holenderską sztuką użytkową.

Brała Pani również udział w negocjowaniu współpracy Moho z Moroso - włoską marką designerską. To dzięki Pani Moroso zamówiło u Moho kolekcję dywanów „natural stone”. Pani sukcesy mierzone są sukcesami Pani klientów. Jak się Pani czuje, osiągając takie sukcesy?

Rozmowy z Moroso trwały już od jakiegoś czasu. Wizyta w Udine, w siedzibie Moroso, doprowadziła do sfinalizowania kolejnych etapów współpracy. Patrizia Moroso jest pod dużym wrażeniem energii i przedsiębiorczości Magdy Lubińskiej -- założycielki Moho. Myślę, że wszyscy razem charakteryzujemy się niezmiernym entuzjazmem, niespożytą energią i tym, że dobry design jest naszą pasją. Nie ma, jak wzajemne zrozumienie i sympatia! Współpraca Moho i Moroso to dopiero początek! Sukcesy są przed nami. Staram się nie oglądać za siebie, interesuje mnie to, co wydarzy się za jakiś czas. To chyba ciągle uczucie niedosytu i chęci rozwoju pchają mnie do przodu. Jest przecież tyle ciekawych projektów do zrealizowania!

Jest Pani teraz w wymarzonej ciąży [uśmiech] - czy ten stan zmienił Pani podejście do pracy?

Tak! Staram się zrealizować teraz jak najwięcej projektów, by w marcu całkowicie oddać się przygotowaniom na przybycie naszego syna. Wierze, że urodzenie dziecka jeszcze bardziej zmobilizuje mnie do pracy nad polskimi projektami. Dziadkowie z niecierpliwością czekają na pojawienie się pierwszego wnuka, tak więc będzie wiele okazji do przyjazdów do Polski.

A co dla Pani oznacza termin 'przedsiębiorczość w kulturze'?

Po prostu inaczej być nie może! Kultura jest częścią naszej egzystencji i aby mogła spełniać swoje funkcje, musi charakteryzować się sprawnym działaniem, czyli właśnie przedsiębiorczością. Kultura to nie tylko inspiracja i przyjemność dla duszy i ciała, to przede wszystkim niezbędny element strategii każdej firmy, która chce konkurować na globalnym rynku. Nie wystarczy już sprzedać tanio najwyższej jakości produktu czy usługi -- to łatwo jest skopiować.

Na koniec nie mogę nie zapytać o Pani przeszłość. Pracowała Pani kiedyś dla rządu RPA nad tworzeniem wizerunku kraju. Jak Pani wspomina tamtą pracę?

Miałam przyjemność spędzić cztery lata w jednym z piękniejszych zakątków świata, jak określa się Cape Town. Ściślej mówiąc, pracowałam dla firmy Interactive Africa, której misją było ukształtowanie wizerunku Cape Town jako kreatywnej stolicy RPA. Prowadziliśmy szereg projektów we współpracy z rządem RPA, korporacjami (takimi, jak SAA -- South African Airlines, BMW, Sheraton Hotels, British Council, HP, Adobe), a przed wszystkim z międzynarodową elitą współczesnych designerów, architektów, filmowców , pisarzy i projektantów mody. Poprzez inicjatywy typu Design Indaba (http://www.designindaba.com; pod nazwą kryje się coroczna konferencja, targi, warsztaty, magazyn i strona internetowa) oraz Resfest, czyli festiwal filmów cyfrowych promowaliśmy kreatywne dziedziny w biznesie, rządzie, uczelniach, szkołach i po prostu wśród ludzi. Jednym z niezapomnianych projektów była kompleksowa strategia promocji nauki wśród młodzieży RPA. Wspomagał nas Mark Shuttleworth, młody specjalista IT z RPA, który jako drugi turysta odbył podroż w kosmos. Stworzyliśmy uczniom wybranych szkół możliwość obserwowania i nawet łączenia się z Markiem podczas jego kosmicznej wyprawy. Po powrocie kosmonauty zorganizowaliśmy z nim miesięczny tour po szkołach rozsianych w całej RPA. Wraz z ministerstwem edukacji byliśmy również autorami serii szkoleń dla nauczycieli. Tych kilka lat pracy w Południowej Afryce obfitowało w bardzo oryginalne projekty. Był to dla mnie bardzo intensywny, niezwykle kreatywny i ciekawy czas, który dał mi okazję do spotkania ciekawych indywidualności oraz zapoczątkował wiele przyjaźni osobistych i profesjonalnych.

A czy nie chciałaby Pani powrócić do takiej pracy? Może stworzyć wizerunek Polski? Chyba Polsce potrzebna jest taka strategia?

Jeszcze pracując w Cape Town marzyłam, by podobnymi działaniami zająć się w Polsce. Myślałam nawet o założeniu Interactive Poland i zorganizowaniu polskiej Design Indaby (Indaba w języku Zulu oznacza ‘spotkanie’). Mam nadzieję, że moje obecne projekty z Polską to dobry początek na drodze do realizacji tych marzeń.  Można doszukać się wielu podobieństw między młodą Polską demokracją a poapartheidowym, dynamicznie rozwijającym się RPA. Oba kraje znalazły się w okresie definiowania swojego wizerunku. Kultura i szeroko pojęty design są głównymi elementami strategii tworzenia takiego wizerunku.

Mam nadzieję, że obecny rząd powróci do strategii budowania wizerunku Polski, jaką Wally Olins stworzył jakiś czas temu dla Polski. „Creative Tension” to trafne określenie, którym podsumował swoje rozległe badania nad „polskością”.