Jesteś absolwentką ASP w Łodzi, Pracowni Dywanu i Gobelinu. Obecnie zajmujesz się projektowaniem dywanów, współpracujesz z Joanną Rusin, wspólnie zdobyłyście m.in. nagrodę dla młodego projektanta „Prodeco 2004”. Dlaczego wybrałaś właśnie dywan?
 
Muszę przyznać, że na początku studiów nie myślałam o tym, że będę projektować. Moją pasją było malarstwo i z tym wiązałam swoją przyszłość. Pracownię Dywanu i Gobelinu wybrałam przez przypadek, nie był to przemyślany, świadomy wybór. W pracowni namawiano nas do swobodnego, indywidualnego podejścia do projektowania, podpartego znajomością historii dywanu. Szybko przekonałam się, że w ten sposób mogę realizować swoje nietypowe pomysły w przedmiocie użytkowym, jakim jest dywan. Istotą mojego projektowania stało się odkrywanie innego punktu widzenia, poniekąd dając nowe życie, nową możliwość funkcjonowania już istniejącemu przedmiotowi. Po drodze była również fascynacja kobiercami orientalnymi, które symbolem i barwą przekazują wierzenia i rytuały (np. w Azji mieszkańcy wierzą, że ręcznie tkany dywan posiada duszę).
  
Wcześniej zajmowałaś się tkaniną unikatową — czym różni się projektowanie tkaniny od projektowania dywanów?
 
Rzeczywiście, ukończyłam także Pracownię Projektowania Druku Dekoracyjnego. Różnica między projektowaniem tkaniny a dywanu polega głównie na ich przeznaczeniu. Tkanina unikatowa pełni funkcję dekoracyjną, dywan musi również spełniać funkcję użytkową — stąd bierze się wiele ograniczeń na zastosowanie różnych pomysłów w przedmiocie użytkowym. Trzeba również uwzględnić warunki technologiczne, które wymuszają użycie określonych środków wyrazu. Prawda jest jednak też taka, że dzisiaj, w dobie nowych technologii i nietypowych rozwiązań to, co kiedyś przynależało ściśle do działań typowo unikatowych (galeryjnych, muzealnych) teraz wykorzystuje się do masowego, użytkowego produktu. Na przykład w tkaninie odzieżowej można zaobserwować jednoczesne zastosowanie różnych technik (druk, haft, aplikacje, perforacje), które parę lat temu były zarezerwowane dla tkanin unikatowych. Po troszę tak jest z zacieraniem się granicy między sztuką, wzornictwem i rzemiosłem, dlatego często dzieje się tak, że produkt użytkowy ma także cechy obiektu sztuki. 
  
Współpracujesz z przemysłem, więc masz porównanie, jak wygląda praca z komercyjnymi firmami, a jak na własną rękę. Która z tych form daje większą satysfakcję?
 
Praca na własną rękę daje poczucie niezależności i umożliwia większy zakres działań. Możliwość swobodnej pracy twórczej, tworzenia projektów niszowych, które w przemyśle są nieakceptowalne. Sama odpowiadam za wszystko — po troszę muszę być menadżerem, producentem, a na końcu sprzedawcą, mam też bezpośredni kontakt z klientem, który ma wpływ na proces projektowy. Wymaga to sporego zaangażowania, odpowiednich cech charakteru, ale efekt końcowy może przynieść wiele radości. Inaczej sprawa wygląda we współpracy z firmami komercyjnymi. Najczęściej ogranicza się to do wykonania serii projektów, które podlegają weryfikacji rynku. Praca w przemyśle to szereg ograniczeń nie tylko technologicznych, ale i finansowych, a także presja pracodawcy skupionego głównie na osiąganiu zysku. Trzeba dysponować sporą wiedzą, intuicją, doświadczeniem, nie jest też łatwo  pogodzić własne aspiracje artystyczne z oczekiwaniami klientów. Praca w przemyśle to jeden ze sposobów kształtowania rynku i budowania świadomości odbiorcy. Są to dwie różne drogi, ale zarówno jeden, jak i drugi sposób pracy w odpowiednich warunkach może przynieść wiele satysfakcji.
  
Uczestniczyłaś w zagranicznych targach — jak wspominasz to doświadczenie, czy te wyjazdy wpłynęły na rozwój Twojej kariery?
 
Na pewno ważna jest promocja na liczących się targach i wystawach designu. Dzięki temu istnieje szansa znalezienia nabywców na swoje produkty. Bez aktywności trudno odnieść sukces, ale częstokroć uczestnictwo w tego typu imprezach obarczone jest ograniczeniami finansowymi. Przeszkodą stają się często koszty prototypów, udoskonalania technologii czy reklamy. Na targach nawiązałyśmy kontakty, nasze produkty cieszyły się dużym zainteresowaniem, ale kontrahenci dążyli do znacznego ograniczenia kosztu zakupu i w związku z tym nie przełożyło sie to na bezpośredni sukces finansowy. Wyjazdy i uczestnictwo w targach miały wpływ na rozwój mojej kariery (publikacje prasowe, zaproszenia na kolejne targi, wystawy, konkursy), pozwoliły też na nawiązanie licznych kontaktów i pozyskanie zamówień indywidualnych.
  
W czerwcu zostałaś zaproszona wspólnie z Joanną Rusin przez Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie. Organizowałyście tam warsztaty dla dzieci, z którymi wspólnie projektowałyście i wykonywałyście dywany. Jak dzieci odebrały taką zabawę?
 
Tak, prowadziłyśmy takie warsztaty, po raz pierwszy miałyśmy do czynienia z tak liczną grupą dzieci [uśmiech]. Główną ideą było pokazanie dzieciom, co to znaczy ‘projektować’. Chciałyśmy zwrócić ich uwagę na to, że każdy przedmiot — również dywan — jest wcześniej zaprojektowany. Dzieci miały za zadanie wymyślić własny dywan i wykonać go z różnych materiałów. W warsztatach uczestniczyły dzieci w różnym wieku — te młodsze często potrzebowały pomocy rodziców. I właśnie ta współpraca — dzieci–rodzice — zrobiła na nas największe wrażenie. Rodzice wykazali ogromne zaangażowanie i było widać, że ta zabawa w projektowanie również im dała wiele radości. Dzieci miały mnóstwo pytań i pomysłów na realizacje. Wiem, że jakiś czas po warsztatach odbyła się wystawa pokazująca powstałe prace, a zdjęcia z tego wydarzenia można obejrzeć na stronie internetowej Zamku (http://www.zamekcieszyn.pl).

Nawiązując do tematu dzieci — skąd pomysł na dywany-zabawki? Te dywany to już Wasza wizytówka.
 
No tak, zaczęło się od konkursu „Prodeco”. Była to nasza odpowiedź na temat „Kreatywna interpretacja stylu złotych lat (50. i 60.) polskiego designu”. Wymyśliłyśmy i zrealizowałyśmy awangardowe dywany (Cars, Pastylki) z filcu, które użytkownik może samodzielnie komponować, używając zmultiplikowanych elementów. Kierowała nami chęć pokazania przedmiotu, który już istnieje, od innej strony — nie tylko czystej dekoracji, ale i nowej funkcji. Dywan nie musi być tradycyjny, poważny, może być też elementem zabawy. W ten sposób doszłyśmy do nowych, zaskakujących wartości, nowych funkcji. Pomysłów miałyśmy wiele, np. piszczący dywan, który podczas chodzenia po nim wydaje dźwięki. Mam nadzieję, że niejeden z tych pomysłów zrealizujemy.
 
A jakie są Twoje najbliższe plany? Praca wspólna czy na własną rękę?
 
Na pewno będę realizowała swoje indywidualne pomysły, ale z Joanną mam w sprawach projektowych szczególne porozumienie i wspólny, jak sama wspomniałaś, dorobek w postaci dywanów-układanek. Nasze poszukiwania są podobne — ostatnio „przeniosłyśmy” dywan w trzeci wymiar [uśmiech] — zrealizowałyśmy dywan przestrzenny. Chciałybyśmy pójść w tym kierunku. W planach mam też większy nacisk na promocję prac, które już powstały. Pierwsza wystawa w styczniu w Bratysławie, następna w Libercu poświęcona koronce.