Aby móc sprzedać swoje dzieło, trzeba podać cenę. Jaką cenę? To zależy. Od czego zależy? O to właśnie pytamy Katarzynę Lipecky, artystkę rzeźbiarkę, niepokorną twórczynię. Studiowała malarstwo, grafikę, rzeźbę a także fortepian. Uzależniona od pracy twórczej. Na co dzień, w pracowni skupiona na procesie twórczym, często zapomina o zasadach BHP – rzeźba jest bardzo wymagająca również fizycznie. Prace artystki znajdują się w stałej kolekcji Muzeum Narodowego w Gdańsku oraz w wielu innych kolekcjach sztuki w Emiratach Arabskich, Belgii, Polsce, Litwie, Francji, Stanach Zjednoczonych. Nam opowiada o procesie potrzebnym do wyceny własnej twórczości. O tym, z czego składa się cena dzieła. I jak dobrze wycenić swoje dzieło.


„Proszę Pani, a ile to dzieło kosztuje?” – czy takie pytanie jest dla Ciebie stresujące, czy jest czymś oczywistym, skoro jesteś artystką i powinnaś żyć z pracy twórczej?

 

Jest jak najbardziej oczywiste i naturalne – jako artyści musimy umieć rozmawiać o pieniądzach. Historia sztuki niejednokrotnie pokazywała nam, że najwięksi artyści umieli określić, ile ich dzieło kosztuje. Picasso sprzedawał za życia. Miał piękny zamek, w którym mieszkał – z XIV wieku, w Vauvenargues niedaleko Aix-en-Provence we Francji. Miał szoferów, ponieważ nie potrafił jeździć samochodem, a zaczynał biednie. Salvador Dali był nazywany ,,Avida Dollars”.  Uwielbiał pieniądze i znany był ze swojej chciwości. Często stosował różne metody w celu ich pozyskania, pomimo że technika wykonania obrazu była przecież zadziwiająca! Pewnego razu sprzedał zamożnemu klientowi obraz za pokaźną kwotę, twierdząc, że farba była zmieszana z jadem osy [1]. Nie mówiąc o licznych performensach, których dokonywał, aby szokować przy okazji swojej wystawy.

Pollock z kolei był mocno promowany przez Peggy Guggenheim, która go sponsorowała i podawała ceny jego prac. Zresztą to było dobre rozwiązanie dla niego z racji tego, że był wiecznie pijany. Mark Rothko sprzedał prace dopiero w latach 60., kiedy otrzymał pierwsze zlecenie na dekorację ścienną. Wcześniej pracował jako nauczyciel! Jednak większość artystów jak najbardziej nie krępuje się w powiedzeniu, ile kosztuje ich dzieło. Ba! Sami pilnują nie tylko ceny, ale i jej wzrostu. Lucian Freud często obserwował swoje aukcje prac z pełnym zaangażowaniem.

A teraz kilka przykładów. Peggy Guggenheim sponsorowała artystów. Kupowała ich dzieła. Była jednak ponoć bardzo skąpa, nie płaciła dużo. Sponsorowała m.in. Pollocka, Marcela Duchampa i wielu innych. Na swoją kolekcję wydała około 250 tysięcy dolarów!!! Dziś natomiast jest ona wyceniana na przeszło 350 milionów! [2]

Damien Hirst przy współpracy z Charlesem Saatchi, który był fundatorem powstającej wtedy grupy Young British Artists, zakupił rekinia od australijskich rybaków za 6 000 funtów, a powstałe dzieło sprzedał za 50 000 funtów. Saatchi pomógł mu w wycenie oraz sprzedaży. Warto dodać, że po kilkunastu latach dzieło sprzedano za kwotę 6,5 mln funtów. [3]

Historia nam zatem pokazała, że niekoniecznie ci, którzy cenią się wysoko, są niesamowicie dobrymi artystami. Każdy zaczynał i nie oznaczało to, że od razu sprzedawał pierwszą pracę za grube miliony!Szacowanie wartości swojego dzieła może nastąpić dzięki dobrej radzie kolekcjonerów, którzy cenią sztukę z powołania, albo dzięki samodzielnej ocenie. To początkowa droga artysty utrzymującego się ze swoich prac. Niezależnie od tego, jaką kwotę podamy na początku, jest ona początkiem… Dobrym początkiem.

Instalacja, ceramika

Czy to znaczy, że na początku drogi artysta powinien zarabiać mniej? I z czasem podnosić ceny?

 

I tu zaczynają się schody. Właściwie zawsze tak jest, nawet u artystów bardzo komercyjnych jak Daniel Arsham. Raz znalazłam go w zupełnie małej galerii w Nowym Jorku – wydaje mi się, że przed Galerią Perrotin w Paryżu. Potem to dzieło znikło. Jenny Saville najpierw w wywiadzie powiedziała, że dostała pieniądze na wystawę solo od Saatchi, a potem, że  nie od niego. Jedni mówią o początkach, inni nie, ale wszędzie gdzieś ten początek był – i nie były to zaraz kokosy. Choć może bardzo by chcieli grać artystów, którzy urodzili się z portfelem w ręku, to tak nie jest.

Wszędzie się rośnie, a rozwój zależy od ciebie – przede wszystkim twojej pracy i determinacji.

 

Poznaj bliżej Katarzynę Lipecky w Wywiadzie tygodnia >>TUTAJ<<

 

W jaki sposób obliczasz koszt dzieła, które tworzysz? Czy zanim zaczniesz pracę, wiesz już, ile powinno kosztować? Wiesz, jaką będzie miało końcową cenę? Siadasz sobie z kartką i podliczasz? No właśnie... Co podliczasz? Jak w ogóle zabierasz się do wyceny swojej pracy?

 

Rzeźba ma to do tego, że uczy dyscypliny. Malarstwo niekoniecznie, ponieważ farby kosztują parę złotych. Nie damy ceny 400 zł za obraz, jeśli materiały kosztowały 300 zł.



W rzeźbie muszę usiąść i policzyć, że jeśli odlew niewielkiej rzeźby to koszt kilkunastu tysięcy w zależności od odlewni, to wartość wykonania nie może być mniejsza od materiałów i pracy odlewnika. Cena zatem wzrasta. Trzeba liczyć minimum 50% od stawki, którą podał sam odlewnik za wykonanie odlewu. Jest to nasza cena minimalna! Tzn. dla przykładu, jeśli odlewnia za wykonanie pracy w brązie chce zapłaty w wysokości 20 000 zł, to nasza cena minimalna to 40 000 zł. (Przy czym podaję cenę naprawdę minimalną dla młodego, zagubionego w wycenie artysty). Od tej stawki zaczynamy nasze pierwsze negocjacje. Jeśli chodzi o malarstwo, porównałabym ceny polskich artystów oraz zagranicznych z podobnym CV, podobnym rozmiarem pracy. W ten sposób możemy określić widełki cenowe do negocjacji.

Trzeba też słuchać siebie. Jakiej kwoty oczekuję za dane dzieło? Jaki jest mój wewnętrzny „termometr” finansowy? Z jaką ceną czuję się dobrze. Kiedy bowiem powiemy pół miliona zł na start, przez zęby i w nerwach, możemy trafić na kolekcjonera, który uprze się kupić za taką cenę. Pewnie, że tak! Moim zdaniem wmawianie artystom, że tak nie można, tak się nie da, że to sztuczne zawyżanie cen, jest krzywdzące!!! Pytam się: gdzie ta sztuczność? A rynek sztuki to co – apogeum wzorca? Oczywiście gdybym była chytrym kolekcjonerem, chciałabym napakować artystę takimi informacjami, aby pozbawić go złudzeń, że zapłacę więcej. Tutaj jednak zwracam uwagę, abyśmy byli bardziej samodzielni w naszych oczekiwaniach – my jako artyści. Powinniśmy wiedzieć, jaką drogę obieramy, aby uzyskać nasz cel, ponieważ wchodząc na stronę Saatchi dla młodych możemy widzieć zbyt duży przedział cen. Można też zapytać się galerii, jak są wyceniane dzieła – bez podawania informacji, że jesteśmy artystami. Dobrym rozwiązaniem jest też przejście się na targi sztuki. Tam zdobędziemy o wiele więcej informacji dotyczących cen i porównamy siebie z innymi.

Spytałam znajomego kolekcjonera, usiadłam i pomyślałam, od jakiej kwoty ja osobiście chciałabym zacząć. Potem otworzyłam Artnet, Artnews i poczytałam, czy cena zgadza się z aktualnym rynkiem. Pochodziłam po targach sztuki. Tu nie ma żadnej magii, bo jeśli za dużo myślisz, to nigdy nie zaczniesz.


Katarzyna Lipecky podczas pracy, Centrum Rzeźby Polskiej w OrońskuKtoś może powiedzieć, że absurdalna jest cena obrazu Jacksona Pollocka, który tylko chlapał farbą na płótno. Jak to zrozumieć? Jak artysta nieznany ma „dobrze” wyceniać swoje dzieło?

Ojoj, ostrożnie! Pollock w tamtych czasach był bardzo innowacyjny. Pamiętajmy, że to były zupełnie inne czasy. Istnieje dużo prac, w których ktoś coś nachlapał dzisiaj i jest to sprzedawane, choć nie jest innowacyjne i czasem zalatuje kiczem – czy to sztuka figuratywna, czy abstrakcja… A takie dzieło sprzedawane jest na przykład za 200 000 euro. Nie jestem w stanie odpowiadać za innych artystów. Każdy z nich reprezentuje swój poziom i najwyraźniej jest im z tym dobrze. Jeśli znajdują na to nabywców, to też dobrze. Rynek najwyraźniej jest bardzo elastyczny – i moim zdaniem wypada się tylko cieszyć.

 

Dlaczego na uczelniach artystycznych nie uczy się twórców wyceniania swojej pracy? Czy każdy, kto kończy ASP i dostaje dyplom, powinien wiedzieć, ile ma kosztować jego twórczość? I czy to na uczelni powinniśmy dowiadywać się o „wartości” swojego dzieła?

Jak najbardziej uczelnie powinny uczyć wyceny. Wraz z lekcjami rysunku, malarstwa powinny być zajęcia z podstaw ekonomii, rynku sztuki i prawa. Dlaczego tego nie uczą? Nie wiem. Zwróciliśmy na to  uwagę nie tylko my – kończący Akademię, ale i inni absolwenci. Jak dla mnie nie ma w tym dobrych intencji dla młodych ludzi. Niestety nie wygląda na to, aby miała pojawić się jakaś zmiana. Kursy pedagogiczne są prowadzone, resztę się omija. Dlatego tak wielu artystów nie pracuje w zawodzie po ukończeniu Akademii. Jakaś niewielka część zostaje na Akademii, otrzymując niskie wynagrodzenie [4]. Jednak jeśli ktoś się wybije, to Akademie jak najbardziej wyrażają chęć do promowania i oznajmiają, że to właśnie z tej uczelni wyszedł dany artysta.

Ja na szczęście natrafiłam na Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, gdzie otrzymałam pomocną dłoń – wszelkie informacje dotyczące rynku i wyceny, płynące od artystów oraz osób pracujących w Centrum. Przy dobrym winie, ognisku wśród rzeźb, między odlewnią a pracowniami mogliśmy na spokojnie porozmawiać, co ile kosztuje – od ceny za wystawienie prac po wycenę dzieła.

Warto więc szukać na swojej drodze ludzi, którzy mają dobre intencje, jeśli edukacja tego nie daje. Można też rozważyć studia za granicą.

Ceramika ,,Roślina” Centrum Rzezby Polskiej, Orońsko

Czy na zagranicznych studiach tego uczą?

Tak. Rozmawiałam z wieloma artystami i zdecydowanie edukacja jest inna. Mają inne programy edukacyjne. U nas tak naprawdę ,,swoją” pracę możesz wykonać na końcu, czyli na 5. roku. Wiąże się to z pracą dyplomowa. Wcześniej wałkujesz martwą naturę. W Anglii na dyplom uczelnie zapraszają marszandów. Tylko edukacja jest tam odpłatna, rzadko sponsorowana przez państwo. Kosztuje około 4000–5000 euro za semestr. Cena zależna jest oczywiście od uczelni.

 

Pamiętam z uczelni taką historię: profesor zachwycił się moją pracą na 2. roku studiów. Było to bardzo budujące. Powiedział, że chciałby kupić tę pracę. I wtedy zapytałam: ile powinna kosztować? W odpowiedzi usłyszałam, że powinnam sama wiedzieć i podać cenę. Jak historia się skończyła? Ja nie podałam ceny, on nie kupił. Czy Twoim zdaniem ma to sens? Kto popełnił tu błąd i dlaczego? Jak inaczej mógł wyglądać ten scenariusz?

Gdyby chciał naprawdę kupić, to informacja, że nie potrafisz podać ceny, byłaby jak miód na uszy. Taki profesor podałby cenę minimalną i jeszcze wygłosiłby półgodzinny wykład, jakim on jest genialnym kolekcjonerem, znawcą sztuki oraz że i tak zapłacił za dużo. Każdy będzie ciągnął w swoją stronę. Oczywiście istnieją na świecie odwrotne sytuacje.

Ceramika

A teraz inaczej na to spójrzmy. Jesteśmy już dojrzałymi twórcami – cokolwiek to znaczy. Czy powinniśmy zdawać się na kogoś, kto pomoże nam wycenić naszą twórczość? I kto to powinien być? Jak zaufać takiej osobie? To chyba jest największe wyzwanie... Czy też sami to robimy? I jak się do tego zabrać?

Jeśli sytuacja jest ta sama, czyli klient pyta się o cenę, a my prosimy jako dojrzali artyści o wycenę, to gdzie jest dojrzałość?

Dojrzały artysta pracujący na rynku dobrze wie, jaka jest cena jego prac. Jeśli chcemy coś zmienić w aktualnym cenniku, to owszem – możemy podpytać się domu aukcyjnego, prosząc o wycenę, a dodatkowo poprosić kolekcjonera lub galerie. Najlepiej zapytać kolekcjonera, który nie chce zakupić pracy, bo to naturalne, że jeśli będzie chciał kupić, to zacznie negocjować. Zdecydowanie najlepiej wybrać takiego, który kupuje powyżej miliona euro; osobę znającą się na rynku sztuki. Jeśli chodzi o galerie, najlepiej zrobić listę pięciu najlepszych i zadzwonić, podpytać się, pojechać, porozmawiać, ponieważ wybór galerii, która handluje obrazami w przedziale 1000–4000 zł, jest dość kiepskim rozwiązaniem, jeśli będziemy chcieli cenę wyższą niż 6000 zł. W świadomości takich galerii po prostu inne ceny są dla nich niemożliwe.

Instalacja, ceramika



A czym się kierować, żeby dobrze wycenić swoją pracę na początku? Gdyby to miała być lista pozycji do odhaczenia, to co byś wskazała jako najważniejsze punkty przy wycenie dzieła?

  1. Koszty materiałów.
  2. Ilość pracy bym omijała, choć można to uwzględnić, bo czasem zapominanie o tym powoduje, że pracujemy po 12 godz. 7 dni w tygodniu, a potem przy wycenie zapominamy o tym. Bo przecież pasja! A potem na lekarza nie mamy [uśmiech], bo nam kręgosłup w międzyczasie wysiadł od wielogodzinnej pracy w ciężkich warunkach. Wyceńmy to indywidualnie!
  3. Sprawdzenie rynku i aktualnych cen.
  4. Co czuję? Jak chcę być postrzegana przez kolekcjonerów – czy jako dobro luksusowe, czy jako tani artysta pracujący hobbistycznie? Umiejętność wewnętrznej wyceny siebie jest równie ważna.

 


Istnieje opinia na temat twórców, że są trudni – nie można ich zrozumieć, wysoko się wyceniają, nie pracują zgodnie z normami, nie dostosowują się do wymogów rynku i biznesu. Jak to wygląda z Twojego doświadczenia? Jak wygląda Twoja współpraca z klientem? A właśnie – jak nazywasz osoby, które kupują Twoje dzieła: klienci, kolekcjonerzy, odbiorcy?

Kolekcjonerzy. Klienci kojarzą mi się ze sklepem, a tu jednak omawiamy dobra luksusowe. Jeśli chodzi o moją współpracę z kolekcjonerami, nigdy nie miałam i nie mam negatywnych wspomnień. Wręcz odwrotnie – jestem czasami naprawdę pozytywnie zaskoczona.

Nie spotkałam się z tym, aby któryś z kolekcjonerów mówił negatywnie o artystach czy współpracy z nimi. Może kiedy artysta jest alkoholikiem i wybucha agresją albo jest chory psychicznie, tzn. ma stany psychotyczne… Ale to jak w każdym zawodzie. Ciężko rozmawia się z osobami chorymi nieleczonymi lub uzależnionymi.

Daugavpils, ceramika, Mark Rothko Art Centre, Łotwa, wystawa

Czyli jest to tylko pewien nieprawdziwy, raczej skandaliczny obraz artysty oparty o scenariusze filmowe albo biografie wielkich „szalonych” artystów? Nie należy bać się artystów czy z góry zakładać, jacy są, zanim się ich nie pozna?

Zdecydowanie! Często też myli się czasy! Nie żyjemy w czasach Vincenta van Gogha. Każdy czas ma swój specyficzny rynek sztuki i własne tragedie, upadki, sukcesy.


Pomoc w trakcie załamania psychicznego również jest zupełnie inna. Mamy pełny pakiet pomocy. Szczerze przyznam, że kiedy zobaczyłam portret van Gogha w Amsterdamie, to popłakałam się, ponieważ widziałam, w jakim stanie był ten artysta! Dziś bym go przytuliła, zrobiła herbatkę, przedstawiła cały pakiet wspaniałych metod i ludzi do pomocy. On zdecydowanie był samotny i sam do końca nie wiedział, co się z nim dzieje. Był to klasyczny mix osobowości zaburzonej z chorobą. Takie miał ciężkie zmęczone oczy – niesamowity człowiek, tytan pracy! Jak trzeba być upartym, aby pracować nadal pomimo odrzucenia! Ta pasja była nie do pokonania – jak ogień! Myślę, że gdyby miał tylko korpus, to by tym korpusem próbował malować.

Rzeźba, plastelina

Jakie znaczenie w wycenie pracy ma znajomość rynku i pracy innych twórców/artystów? Czy porównujesz się do innych?

Jak najbardziej znajomość rynku ma ogromne znaczenie. Dowiadujmy się, ile możemy. Nie mówię tu o studiowaniu rynku 5 lat z magistrem i doktoratem albo ukończeniu kursów na Sotheby’s – choć te mogą być właściwie dosyć pomocne. Jednak i tam są sprzedawane trendy czasem zbyt hermetyczne i konserwatywne.

Poza tym wtedy nie wystarczy nam czasu na samo tworzenie. Jak powiadał Trump – a czasem dobrze się uczyć od narcystycznych osób [śmiech], intuicja jest gwarancją sukcesu. Oprócz zdobycia wiedzy nauczmy się słuchać siebie, ufać sobie i dać sobie szanse na jak najlepszą cenę.

Pomimo że o artystach czasem mówi się, że są chaotyczni – tzw. wariaci, to nigdy nie spotkałam takiego artysty! Wręcz przeciwnie, są zdeterminowani, pracowici, niekiedy może mają depresję – nazwijmy to ,,smutnymi dniami”, aby nie zabrzmiało jak konkluzja psychiatry [uśmiech]. Czasy obcinania sobie uszu, rzucania sztalugami minęły, a przynajmniej nie spotkałam się z tym, ponieważ rynek jest już tak obszerny, jeśli chodzi o sztukę, że przyjmie praktycznie każdą duszę.

Ceramika, kolor

Dzieło dziełu nierówne – co to znaczy? Jak rozpoznać dzieło? Jak rozpoznać talent? Czy jest to w ogóle możliwe?

To jest najcięższe pytanie. Nie jestem w stanie określić tzw. talentu lub jego braku, ponieważ rynek zniósł już wszystko – nawet sprzedaż dzieła, które nie istnieje. Widziałam tak okropne prace lub tak „leniwe”, że osobiście nie dałabym za nie złotówki. Dla przykładu na targach FIAC znajdowała się  praca, składająca się z dwóch blach spiętych cieniutkim drutem. Ktoś się nawet nie postarał,  aby ten drut był dobrze obcięty. Spytałam mojego znajomego kolekcjonera sztuki, o co chodzi. Powiedział, że wie, był… Nic nie kupił. Jak dla mnie, jakkolwiek znany byłby artysta, powinien reprezentować jakiś poziom – niekoniecznie poziom spięcia dwóch blach.


Efekt jest taki, ze ten marszand stoi biedny z tą pracą i aż się poci, aby ją sprzedać. W tym miejscu wyrażę ogromny szacunek dla marszandów – naprawdę szacunek za determinację i wspaniały talent oratorski. Niektórych mogłabym spokojnie nazwać wręcz poetami.

Znam również artystów, którzy tworzą pracę wręcz obsesyjnie, z ogromnym warsztatem, a praca nie działa na mnie jako widza. Wydaje się pusta. Apeluję tutaj, aby jednak po prostu pracować, a im więcej się tworzy, tym bardziej twórca ze swoją osobowością wychodzi na światło dzienne.

Powiedzenie komuś: „Słuchaj, nie masz talentu” jest jak powiedzenie: „Jesteś brzydka”. Nie ma brzydkich ludzi – są tylko co najwyżej zaniedbani.

 



Czy w takim razie bycie artystą to zawód, za który po prostu powinno się otrzymywać wynagrodzenie?

Zdecydowanie tak. Od czasów starożytnych do współczesnych artyści zarabiali. Nawet robi się to intuicyjnie. W szkole podstawowej miałam klasyczną wymianę barterową – rysunki za odrobienie lekcji z matematyki, fizyki i niemieckiego [uśmiech], więc jeśli 7-letnie dziecko to czuje, to dlaczego nie dorosła osoba?


Oczywiście każdy sprzedaje według swoich umiejętności, w swoim czasie, w swoim terminie, z rezultatem mniejszym lub większym.

 

Rozmawiała Maja Ruszkowska-Mazerant

Zdjęcia dzięki uprzejmości artystki

 

PRZYPISY

[1] https://ciekawostki.online/ciekawostka/483/

[2] Anton Gill, „Peggy Guggenheim. Życie uzależnione od sztuki”, przeł. Mariusz Ferek, Znak Literanova, 2022.

[3] https://londynek.net/newslajt/article?jdnews_id=20305

[4] „Wynagrodzenie zasadnicze profesora w uczelni publicznej wynosi co najmniej 6410 zł brutto. Jest to wysokość podstawowej miesięcznej pensji. Pracownikom naukowym przysługuje także trzynastka, płatne nadgodziny i inne dodatki.” https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/galeria/8570423,wynagrodzenia-na-uczelniach-2022-profesor-adiunkt.html