"Inwestuj w kulturę" to motto nowego numeru magazynu "Purpose". Właściwie obecnie staje się to tak oczywiste, że dodatkowa zachęta nie jest już potrzebna. Wszyscy chyba już rozumieją, że kultura jest aktualnie jednym z najważniejszych działów gospodarki. Nie zawsze jednak tak było, bowiem do nie tak dawna inwestowanie w kulturę było swego rodzaju działaniem charytatywnym, a nie dochodowym. Doskonały jest przykład przemian zachodzących w tym zakresie w XX i XXI w.

Chciałbym przypomnieć w tym artykule instytucję, która powstała jako hołd fabrykanta dla kultury, a dzisiaj jest świetnie prosperującym przedsiębiorstwem. Zresztą obecnie nazwisko Salomona Guggenheima znacznie bardziej kojarzy się z fundacją, którą założył, niż z kopalniami miedzi, dzięki którym został bogatym i sławnym człowiekiem. Pokazuje to także, że w dalszej perspektywie kultura zawsze wygrywa z biznesem. Guggenheim zaczął inwestować w sztukę już w latach 90. XIX w., ale w powstającej wówczas kolekcji były dzieła tylko starych mistrzów. Dopiero spotkanie z Hillą von Rebay, niemiecką malarką, zmieniło nastawienie Guggenheima. Jako 67-letni człowiek zaczął kupować dzieła sztuki nowoczesnej. Okazało się to znakomitym pomysłem, a entuzjazm prowadzącej kolekcję malarki oraz wola biznesmena doprowadziły do powstania w 1937 r. Fundacji Salomona R. Guggenheima, w której von Rebay została dyrektorem i kuratorem zbiorów.

Nie ma tu miejsca ani potrzeby, by dokładnie opisywać całą historię fundacji, warto jednak wspomnieć kilka podstawowych faktów z jej 70-letniej historii. Bardzo ważna dla dalszego rozwoju tej instytucji stała się siedziba. Rozmowy ze znakomitym architektem Frankiem Lloydem Wrightem podjęto już w 1943 r., ale budynek ostatecznie ukończono w 1959 r., po śmierci zarówno samego fundatora, jak i projektującego gmach architekta. Tym niemniej budynek na wiele lat stał się wizytówką i reklamą fundacji. Z taką intencją był zresztą wznoszony — Rebay, pisząc do Wrighta, poprosiła go o zaprojektowanie „świątyni ducha, pomnika”. Rzeczywiście, gmach, choć mało funkcjonalny, stał się znakiem firmowym Fundacji Guggenheima.

Bardzo ważna dla dalszych losów fundacji była też działalność siostrzenicy Salomona — Peggy Guggenheim. Założyła ona i prowadziła londyńską galerię Guggenheim Jeune, a następnie po powrocie do Stanów Zjednoczonych — słynną nowojorską Art of His Century, która wypromowała całe środowisko twórców amerykańskich, określane mianem abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Po ponownym zainstalowaniu się w Europie, w Wenecji Peggy całkowicie poświęciła się swojej kolekcji umieszczonej w Palazzo Venier dei Leoni. Jak sama pisała: „Poświęciłam się mojej kolekcji całkowicie. A kolekcjonowanie to ciężka praca. Było to dokładnie to, co chciałam robić, uczyniłam z tego pracę mojego życia. W gruncie rzeczy nie jestem kolekcjonerką sztuki, jestem muzeum”. Jej zbiór od roku 1979 stał się częścią Muzeum Guggenheima.

Miało to kluczowe znaczenie dla dalszego rozwoju fundacji, ponieważ zbiór wenecki zdecentralizował i rozszerzył działania tej instytucji. Była ona w ten sposób obecna nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w Europie. W następnych latach rozbudowywano nowojorską siedzibę muzeum, która nie była ani funkcjonalna, ani wystarczająca do prezentowania zbiorów. Działalność poszerzono także, tworząc Guggenheim Museum SoHo, w którego projektowanie zaangażowany był słynny japoński architekt Arata Isozaki.

Największym jednak sukcesem stała się nowa inwestycja w Europie. Początkowo myślano o otwarciu nowego oddziału w Salzburgu, a projekt muzeum zamówiono u Hansa Holleina. Z powodów finansowych i politycznych nie doszło do realizacji tego pomysłu. Zainspirował on jednak władze baskijskiego przemysłowego miasta, które zauważyły możliwość zmiany wizerunku Bilbao. W roku 1991 rozpisano konkurs, który wygrał Frank Gehry, i podpisano z fundacją umowę. Sześć lat później otwarto jedno z najsłynniejszych muzeów sztuki współczesnej. Od tego czasu mówi się o „efekcie Bilbao”, a termin ten wszedł do słowników jako określenie inwestycji w kulturze, która pozwala na dynamiczny rozwój ośrodków miejskich.

Z ekonomicznego punktu widzenia inwestycja w Bilbao przyniosła nadzwyczajne korzyści. Wzniesienie budynku kosztowało ok. 85 milionów euro, a koszt ten zwrócił się po trzech latach działalności muzeum, między innymi dzięki zaktywizowaniu ekonomicznej aktywności przezeń generowanej. Badania prowadzone w latach 1997–2005 pokazują, że Guggenheim Museum Bilbao przyniosło szesnastokrotne przebicie kosztów poniesionych przez inwestora. Przyniosło też przede wszystkim korzyści samemu miastu, które od tej pory stało się jedną z największych atrakcji turystycznych. Kluczem do sukcesu okazały się nie tylko zbiory samego muzeum i jego działalność, ale przede wszystkim oryginalność architektury budynku. Pokazuje to, że w inwestowaniu w kulturę potrzebna jest odwaga, twórcze myślenie i dobre chęci. Sukces jest tylko kwestią czasu.